Ten samochód obrósł już legendą. Miał zrewolucjonizować polską motoryzację i zapewnić Polakom komfort zarówno szybkiej podróży na działkę pod miastem, jak i na wczasy do Bułgarii. Dziś z trudem można w to uwierzyć, ale upychały się do niego pięcioosobowe rodziny, w dodatku z bagażami. Choć dziesięć lat temu, po wyprodukowaniu przeszło 2 milionów egzemplarzy, fabryka Fiata zakończyła jego produkcję, do dziś maluchy można zobaczyć pomiędzy pędzącymi volkswagenami i toyotami.
[srodtytul]Ambitne początki[/srodtytul]
Produkcja 126p ruszyła w 1973 roku. Pierwszą ceną było 69 tys. zł, co w tym czasie równało się 20 średnim miesięcznym pensjom. Na giełdzie wartość samochodu była zupełnie inna. Za nowego trzeba było zapłacić okrągłe 100 tysięcy złotych.
Początkowo auto było montowane z włoskich podzespołów. Z czasem cała produkcja była realizowana już w Polsce. W październiku 1976 roku z taśmy zjechał 100-tysięczny egzemplarz, co było ewenementem, bo tak szybko tak wielu aut wcześniej w Polsce nie produkowano. Pojawiła się nawet odmiana przygotowana specjalnie dla niepełnosprawnych. W roku 1978, a więc w okresie ”dobrobytu późnego Gierka”, produkcja maluchów wzrosła do rekordowego poziomu 180 tys. sztuk. Popyt jednak cały czas znacznie przewyższał podaż. W roku 1980 z taśm produkcyjnych zjechało już 214 tys. sztuk. Od połowy lat 70. maluchy stały się polskim szlagierem eksportowym: wysyłane były głównie do Włoch, ale można je było także spotkać na drogach Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, a nawet w krajach egzotycznych: m.in. Sri Lance i Bangladeszu. Eksportowe maluchy trafiły także do Chin.
W pierwszej połowie lat 80. auto poddane zostało gruntownej kosmetyce. Wprowadzono nowe kolory, zmieniono – choć bez poważnej ingerencji – elementy nadwozia. Pojawiły się nowe zderzaki, zmieniono wygląd deski rozdzielczej, wprowadzono nowy rodzaj przełączników. Cała operacja nazwana ”Face Lifting” miała przyciągnąć do malucha nowych klientów. Najważniejszą nowinką było jednak wprowadzenie zmian w uruchamianiu auta – pojawiła się stacyjka. Dzięki niej posiadacze samochodu mogli zrezygnować z niezbędnego elementu wyposażenia, jakim był kij od szczotki zastępujący urywającą się linkę zapłonu.