Stary Kontynent przegrywa z kolejnym atakiem zimy, który zaczął się w miniony weekend. Od piątku do poniedziałku na lotniskach londyńskich Gatwick, Heathrow, Luton i City, niemieckich, amsterdamskim Schiphol, paryskim Roissy-Charles de Gaulle, w Brukseli i Zurychu odwołano łącznie kilka tysięcy lotów, a ich pasażerowie koczują w oczekiwaniu na zmianę pogody.
Wczoraj tylko determinacja polskiego szefa obsługi lotniskowej w Londynie Wiesława Sawickiego sprawiła, że odleciał opóźniony o dobę samolot PLL LOT z Heathrow do Warszawy. Przedstawiciel LOT zbierał na lotnisku pasażerów przekonanych, że ich rejs jest odwołany. Był to jeden z pięciu samolotów, które odleciały wczoraj z londyńskiego Terminalu 1.
Tłumy podróżnych paraliżują również port w Brukseli, który nie jest zamknięty, więc przyjmuje długodystansowe maszyny odesłane z Londynu czy Frankfurtu. We Frankfurcie sfrustrowanych pasażerów musiała uspokajać policja.
Linie lotnicze podliczają straty. British Airways przyznaje, że paraliż kosztuje je ok. 20 mln funtów dziennie. Dla LOT jeden skasowany rejs to strata ok. 20 tys. euro. Tylko w poniedziałek odwołano już ponad 30 rejsów z polskich lotnisk.
Do Bożego Narodzenia opóźnień i odwołanych kursów mogą się spodziewać pasażerowie pociągów Eurostar kursujących tunelem pod kanałem La Manche, nieprzejezdnych jest również wiele innych linii kolejowych.