Renault postanowił przypomnieć klientom o modelu Fluence – swoim sedanie blisko spokrewnionym z Mégane – i wprowadził na rynek nową odmianę – Sport Way. Nie jest to jednak sportowa wersji tego auta na podobieństwo „renówek", które na tylnej klapie dumnie noszą znaczek „Renault Sport", tylko samochód wzbogacony o pakiet stylizacyjny. Pod przednim i tylnym zderzakiem pojawiły się czarne nakładki przypominające dyfuzory, pokrywę bagażnika i progi ozdobiono małymi spojlerami, do tego dołożono 17-calowe koła z ładnymi felgami z lekkich stopów.
Taki zabieg ożywił nieco stateczną, trójbryłową sylwetkę samochodu. Fluence Sport Way przyciąga wzrok niczym koleżanka z pracy, która na codzień nosi eleganckie kostiumy, a pewnego dnia włożyła bluzkę z odrobinę głębszym dekoltem.
Zmiany w środku to zestaw wskaźników żywcem wyjęty z Megane, z cyfrowym prędkościomierzem i analogowym obrotomierzem, oraz pedały z metalowymi nakładkami.
Design deski rozdzielczej jest oryginalny i miły dla oka, ale sposób sterowania urządzeniami pokładowymi musiał się narodzić w głowie miłośnika chaosu. Prędkość na tempomacie czy ograniczniku prędkości ustawiamy przyciskami na kierownicy, ale aby włączyć te urządzenia musimy znaleźć guzik ulokowany między siedzeniami. Radioodtwarzaczem i telefonem sterujemy joystickiem umieszczonym pod kierownicą, jednak nawigację obsługujemy już pilotem, który łatwo jest zawieruszyć.
Wnętrze wykończono według powszechnego w tej klasie aut standardu – w widocznych miejscach kokpitu nie poskąpiono miękkiego tworzywa, tam gdzie wzrok kierujemy rzadziej zastosowano oszczędnościowy, twardy plastik.