34-letni mężczyzna wraz z innymi ratownikami uczestniczył w akcji ratowania górników po czwartkowym zapaleniu się metanu na głębokości 800 m w kopalni w Suszczu koło Pszczyny (Śląskie). Kontakt z nim i drugim z ratowników urwał się w nocy z czwartku na piątek. Jego kolegę znaleziono martwego. Na ślad 34-latka do wczoraj nie natrafiono.
– Jeśli on żyje, to cud – ocenia w rozmowie z "Rz" Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki, przez 14 lat ratownik górniczy.
Warunki w Krupińskim są trudne, panuje wysoka temperatura i zadymienie. Zastępy ratownicze rozszerzyły w niedzielę rejon poszukiwań o sąsiednie wyrobiska. Na dole pracuje na zmianę ok. 50 osób. – Oni się nie poddadzą, póki nie znajdą kolegi, takie są zasady – mówi Markowski.
Oprócz ratownika w kopalni należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej zginął też 27-letni górnik.
W szpitalach w Siemianowicach i Jastrzębiu przebywa 11 rannych górników. Ich stan się poprawia. W sobotę odwiedził ich wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. – Poszkodowani i rodziny ofiar mogą liczyć na każdą formę pomocy rządu – powiedział.