Pracowników będzie pozbywał się niemiecki MAN w swojej fabryce autobusów w Starachowicach. W przyszłym tygodniu pracę ma stracić 260 osób. Zwalniani to osoby przyjęte do zakładu poprzez agencje pracy tymczasowej wiosną tego roku. Firma postanowiła nie przedłużać im wygasających umów o pracę.
To kolejna duża redukcja w branży motoryzacyjnej. Z początkiem października 435 osób zatrudnionych na podobnych zasadach (umowy na czas określony) pozbył się Fiat Auto Poland w Tychach. Jest bardzo prawdopodobne, że wkrótce na takie same kroki będą musiały zdecydować się kolejne zakłady z branży motoryzacyjnej, które w tym roku zwiększały zatrudnienie.
W przypadku Fiata powodem był spadek zamówień z rynków zagranicznych na produkowane w Tychach samochody (98 proc. produkcji to eksport). W starachowickim MAN-ie produkcja jest sezonowa: zima i jesień to okresy tradycyjnego spadku. – Liczymy się z sytuacją, że wiosną przyszłego roku znowu będziemy przyjmować pracowników tymczasowych – mówi Marta Stefańska z Działu Komunikacji MAN Polska.
Bezpośrednim powodem zwolnień był jednak opór załogi starachowickiej fabryki przed wprowadzeniem elastycznego czasu pracy. – Taki system już kiedyś u nas funkcjonował. Ludzie mocno przez to dostali w kość – twierdzi wiceprzewodniczący zakładowej „Solidarności" Andrzej Kępiński. Chodzi o odpracowywanie w soboty dni, w których dyrekcja postanowiła wstrzymać produkcję ze względu na sytuację rynkową. – Na wydziałach spawalni czy lakierni praca jest bardzo ciężka. Pracownicy nie chcą w siedzieć na okrągło w fabryce, gdy na autobusy przychodzi akurat sezon – tłumaczy Kępiński.
Tymczasem według menedżerów z branży motoryzacyjnej, elastyczny czas pracy w czasie kryzysu daje szansę dopasowania produkcji do sytuacji na rynkach. W czwartek kilkudniową przerwę w produkcji zakończył gliwicki Opel – zamówienia rynków zachodnioeuropejskich na astrę są bowiem mniejsze niż przypuszczano jeszcze przed wakacjami. Załoga będzie odrabiała przestój na początku przyszłego roku.