Firmy budowlane nie zgadzają się z zarzutami, że ich roszczenia finansowe tak znacząco wzrosły, bo zgadzały się na realizację kontraktów na granicy opłacalności. – Roszczenia do inwestora były składane zawsze. Ich poziom jest wyższy niż w przeszłości, bo skala realizowanych robót drogowych jest większa niż kiedykolwiek – uważa Dariusz Blocher, prezes Budimeksu. – Inną kwestią jest też fakt, że wykonawcy nie byli w stanie przewidzieć 30-, 40-proc. wzrostu cen asfaltu czy podniesienia akcyzy na paliwo.
W ciągu roku wartość roszczeń wykonawców dróg wobec rządu wzrosła z o 1,3 mld zł. Wynosi teraz ponad 2,7 mld zł. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad szacuje, że zasadnych może być najwyżej 10 proc. roszczeń.
Powodów jest wiele
Pretekstów wystąpień jest wiele: od najbardziej absurdalnych do rzeczywistych. – Firmy budujące autostradę A4 wystąpiły np. o dodatkowe pieniądze z uwagi na destabilizację sytuacji w Libii, co ich zdaniem na tyle przełożyło się na wzrost cen ropy, a więc i asfaltu, by chcieć więcej pieniędzy za realizację kontraktu – opowiada Andrzej Maciejewski, zastępca szefa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Jednak oprócz abstrakcyjnych żądań do GDDKiA trafiają też, zdaniem wykonawców, uzasadnione. – To np. konieczność zastosowania innej technologii z uwagi na inną glebę, niż przewidział projektant na fragmencie trasy. To okazało się dopiero po zrobieniu badań geologicznych po wejściu na budowę – mówi Piotr Kledzik, prezes Bilfinger Budownictwo Polska.
– Zdarza się, że konieczne są zmiany kontraktu czy zakresu robót, co podnosi koszty.