Wszystko wskazuje, że spełni się najczarniejszy scenariusz Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych (IATA). Po zeszłorocznej zapaści odbudowują się jedynie przewoźnicy z Bliskiego Wschodu. Najtrudniej jest w Europie, chociaż ruch lotniczy nadal nieznacznie rośnie.
Zabójcze ceny paliw
W zeszłym tygodniu zbankrutowała już dziewiąta w tym roku linia lotnicza w Europie – fiński regionalny przewoźnik Air Finland, która pozostawiła na lotniskach tysiąc pasażerów. Ich powrót miał zostać zorganizowany i opłacony przez fiński Urząd Ochrony Konsumentów.
Zarząd bankruta tłumaczył fatalną sytuację finansową linii bardzo wysokimi cenami paliw, ostrą konkurencją na rynku oraz zbyt wysoką podażą miejsc w samolotach na rynku europejskim. – Niestety nie udało nam się zapewnić finansowania, więc zostaliśmy zmuszeni do przerwania działalności – tłumaczył prezes Air Finland Mika Helenius. Przewoźnik latał nie tylko po Skandynawii, ale i do Alicante, Malagi, Antalii, na Maderę, do Grecji, Dubaju i na Wyspy Kanaryjskie. Właścicielami linii byli Berling Capital Ltd i grupa inwestorów indywidualnych.
Podobny los czekałby narodowego przewoźnika maltańskiego Air Malta, gdyby rząd w ostatniej chwili nie zdołał uzyskać zgody Brukseli na wsparcie linii kwotą 130 milionów euro. Air Malta jest linią państwową i za pieniądze rządu rozpocznie teraz restrukturyzację.
W kłopoty finansowe wpadły również czeskie linie CSA. W ogłoszonych właśnie wynikach za 2011 rok odnotowały stratę trzykrotnie większą niż w 2010 roku – 11,6 mln dol. (241 mln koron). Jako powody tak złych wyników Czesi podają – jak inne linie – wysokie koszty paliwa, na które wydatki skoczyły o 40 proc., i konieczność uregulowania zaległych zobowiązań finansowych za leasing samolotów. Zmniejszyły się jednak znacząco również przychody linii, do 16,9 mld koron z 21,4 mld w roku 2010.