Pomoc drogowa jeździ w Polsce ferrari i bentleyami

Rośnie liczba samochodów sprowadzanych w sposób pozwalający uniknąć podatku.

Publikacja: 12.02.2013 00:10

Ferrari California znalazł się wśród samochodów rejestrowanych jako pomoc drogowa.

Ferrari California znalazł się wśród samochodów rejestrowanych jako pomoc drogowa.

Foto: Ferrari

Rejestrując sprowadzone z zagranicy luksusowe auto jako pomoc drogową można zaoszczędzić na samej akcyzie nawet  blisko 200 tys. zł.

Według opartego na danych Centralnej Ewidencji Pojazdów (CEP) raportu Instytutu Samar w 2012 r. sprowadzono do Polski 415 takich samochodów. Połowa z nich to auta młode – nie przekraczają trzech lat. Zdecydowana większość to modele marek premium, z górnej półki cenowej, za które płaci się od 200 tys. zł wzwyż.

Traci fiskus

Rekordzistą jest audi – zarejestrowano aż 161 samochodów tej luksusowej marki. Tuż za nią ulokował się bawarski konkurent BMW – 84 sztuki. Na trzecim miejscu znalazł się Mercedes – 73 samochody. Ale to nic w porównaniu z autami sportowymi i superluksusowymi: okazuje się, że i takie mogą służyć jako pomoc drogowa. W ubiegłorocznych rejestracjach znalazły się cztery egzemplarze ferrari california (nowy kosztuje 916 tys. zł), a także bentley continental oraz bentley GT (od 945 tys. zł wzwyż). Do tego sprowadzono jeszcze 16 sztuk porsche oraz tyle samo jaguarów. W tej ekskluzywnej pomocy drogowej auta marek popularnych to tylko drobnica – w pierwszej dziesiątce rankingu znalazło się zaledwie 19 volkswagenów, 6 mitsubishi oraz 5 opli.

Samochody pomocy drogowej to kolejny po bankowozach znany sposób na ominięcie podatków w prywatnym imporcie samochodów do Polski. Jest prosty: wystarczy znaleźć np. w Niemczech interesujący samochód, zgłosić do badania technicznego, po którym montowany jest hak do holowania, kogut, a boki oklejane żółtą taśmą. W Polsce wydziały komunikacji nie robią problemów z rejestracją takiego pojazdu, a ich właściciele zwolnieni są z podatku akcyzowego. Gra jest warta świeczki, bo sprowadzane auta mają w zdecydowanej większości potężne silniki, tymczasem stawka przy pojemności od 2 litrów wzwyż wynosi 18,6 proc. wartości samochodu. Po zarejestrowaniu holowaniem nikt się nie przejmuje: koguty i taśmy są zdejmowane, a samochody jeżdżą jako normalne osobówki.

Biznes się zdecydowanie rozkręca, o czym świadczą wyniki ze stycznia 2013 roku. Według CEP w ubiegłym miesiącu do Polski wjechało 46 aut przerobionych na pomoc drogową. Połowa to audi, sześć mercedesów, pięć sztuk porsche, tyle samo bmw. Także i teraz znalazły się rodzynki: jaguar, bentley, a nawet aston martin rapide z gigantycznym 6-litrowym silnikiem o mocy prawie 480 koni mechanicznych (nowy kosztuje ok. 1,1 miliona zł). Mógłby dotrzeć do karambolu błyskawicznie: rozpędza się do setki w zaledwie 5 sekund i może jechać prawie 300 km na godzinę.

Ta luksusowa pomoc drogowa, dająca duże zyski właścicielom samochodów, uderza w fiskusa. Według szacunków Samaru, w ubiegłym roku budżet mógł stracić tytułem niezapłaconego podatku akcyzowego ok. 11 mln zł. – Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że blisko połowa z tych aut mogła być nowa, dochodzi jeszcze strata na VAT, wynosząca również ok. 10 mln zł – twierdzi Wojciech Drzewiecki, prezes Samaru. W rezultacie potencjalna strata budżetu mogła sięgnąć 20 mln zł.

Kuriozalny import

– Urzędy celne mogą weryfikować potraktowanie danego auta jako pomocy drogowej przez pięć lat – ostrzega Krzysztof Ugolik, starszy konsultant w firmie doradczej PwC. Tym bardziej że w Niemczech takich samochodów raczej nie używa się jako pomocy drogowej. Nie można także wykluczyć, że część badań technicznych potwierdzających „przekwalifikowanie" auta jest tam pozyskiwana nielegalnie.

Ale importerzy nie bardzo się tym przejmują. Zysk kupującego w przypadku najdroższego auta sprowadzonego w ten sposób do Polski wynosi niemal 177,3 tys. zł. Jeśli wziąć pod uwagę również odliczenie podatku VAT, dodatkowa oszczędność wyniesie ok. 200 tys. zł. W sumie na zarejestrowaniu takiej superluksusowej pomocy drogowej można zarobić niemal 400 tys. zł.

Ten kuriozalny import to kolejne potwierdzenie nasilających się prób ominięcia wysokich stawek podatkowych. Do niedawna hitem pozwalającym odpisać od ceny auta podatek VAT były bankowozy. W samochodzie wystarczyło zamontować specjalny pojemnik do przewozu gotówki, immobiliser, alarm z rezerwowym zasilaniem. Do tego monitorowane z zewnątrz poprzez system GPS z sygnalizacją napadu oraz transmisją danych m.in. o położeniu i prędkości pojazdu. Tylko w ciągu pierwszych 10 miesięcy ubiegłego roku zarejestrowano prawie 400 bankowozów, o przeszło 300 więcej niż rok wcześniej. W pierwszej dziesiątce najpopularniejszych znalazło się siedem marek premium (np. Volvo, Infiniti, BMW, Porsche i Mercedes).

Ale w grudniu bankowozy zastopowało MSW. Zaostrzono wymagania techniczne: konieczne jest montowanie specjalnych stojaków dla pojemników na pieniądze oraz kuloodpornych szyb.

Według Jakuba Farysia, prezesa Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, przykłady luksusowej pomocy drogowej i bankowozów świadczą, że właściciele drogich samochodów dalej będą szukać furtek pozwalających zmniejszyć daniny składane fiskusowi. – Wydaje się, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest uproszczenie przepisów. Takie drogie auto jest narzędziem pracy prezesa i jak każdy samochód w firmie powinno mieć pełne odliczenie podatku – uważa Faryś.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

a.wozniak@rp.pl

Kiepskie prognozy sprzedaży

W tym roku sprzedaż aut osobowych w Polsce może się skurczyć do poziomu ok. 250 tys. sztuk. Przedstawiciele branży motoryzacyjnej i przedsiębiorcy uważają, że wzrost popytu byłby możliwy po wprowadzeniu pełnego odliczenia od firmowych aut podatku VAT.  Według wyliczeń ekspertów odliczenie VAT od zakupu auta firmowego i jego serwisowania przyniosłoby także korzyści dla budżetu – o przeszło 200 mln zł wyższe byłyby wpływy niż przy obecnych przepisach. Natomiast w stosunku do planów Ministerstwa Finansów (mają wejść w życie w 2014 r. ), zakładającego odliczenie od auta nie wyższe niż 8 tys. zł i połowę VAT od paliwa oraz serwisu, proponowane pełne odliczenie podatku od auta i serwisu miałoby przynieść budżetowi nawet dodatkowe 1,1 mld zł. Zdaniem analityków, zmiany proponowane przez resort finansów w porównaniu z aktualnie obowiązującymi przepisami przyniosłyby przedsiębiorcom niewielkie profity. Gdyby wziąć pod uwagę zakup tańszych aut, poziom odliczenia zwiększyłby się minimalnie – w granicach od 0,2 do 5,6 proc. wobec tego, co można odliczyć dzisiaj.

Rejestrując sprowadzone z zagranicy luksusowe auto jako pomoc drogową można zaoszczędzić na samej akcyzie nawet  blisko 200 tys. zł.

Według opartego na danych Centralnej Ewidencji Pojazdów (CEP) raportu Instytutu Samar w 2012 r. sprowadzono do Polski 415 takich samochodów. Połowa z nich to auta młode – nie przekraczają trzech lat. Zdecydowana większość to modele marek premium, z górnej półki cenowej, za które płaci się od 200 tys. zł wzwyż.

Pozostało 93% artykułu
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Rok nowego rządu – sukcesy i porażki w ocenie biznesu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Umowa na polsko-koreańską fabrykę amunicji rakietowej do końca lipca