Redukcje dotyczące pracowników zatrudnionych na określony czas nie są czymś wyjątkowym, zwłaszcza gdy rośnie wydajność pracy w produkcji każdego nowego samolotu, zaplanowano je przed pojawieniem się problemów z bateriami w dreamlinerach - twierdzi dziennik.
Redukcje mogą objąć do 20 proc. zatrudnionych w niektórych brygadach w zakładzie w Charleston (Karolina Płn.), zatrudniającym ponad 6 tys. ludzi. Koncern nie obsadzi stanowisk zwolnionych przez tych którzy odeszli z Boeinga albo awansowali, a rozstanie się z pracownikami okresowymi i wykorzystywanymi w fabryce przez podwykonawców.
Boeing nie potwierdził tego, ale poinformował agencje prasowe, ze planuje zmniejszenie liczby pracowników terminowych w tej fabryce.
- Boeing regularnie używa pracowników terminowych i wsparcia przemysłowego (zatrudnianych przez kooperantów) dla uzupełnienia siły roboczej podczas wzmożonej aktywności i przy programach z nowymi samolotami, wymagających zwiększenia tempa produkcji. To standardowa praktyka w przemyśle lotniczym - wyjaśnił rzecznik Marc Birtel.
- W miarę osiągania postępu w efektywności naszych działań, w szkoleniu naszych pracowników, którzy zaczęli od początku w danym programie i nabywania doświadczenia przez nasza ekipę w Charleston, zamierzamy nadal zmniejszać korzystanie z pracowników terminowych i wsparcia przemysłowego w osiąganiu naszych założeń produkcyjnych - dodał.