Specjaliści z biura badania katastrof lotniczych AAIB stwierdzili, że pożar w samolocie Ethiopian Airlines, stijącym na londyńskim lotnisku Heathrow nie miał związku z incydentami ze stycznia. Wyjaśnili, że nadajnik zasilany baterią litowo-manganową był jedynym sprzętem znajdującym się w pobliżu ognia i mógł go zapoczątkować. Wezwali więc władze nadzoru transportu lotniczego do usunięcia tych nadajników
Boeing wyjaśnił, że przepisy amerykańskiego urzędu FAA nie wymagają instalowania takich urządzę, a z kolei w innych krajach jest ono obowiązkowe. Koncern zapowiedział usunięcie go z najnowszego modelu samolotu. - ELT nie są wymagane jako część rozwiązań drojetowych samolotu. Nie było także wymogu używania go podczas lotu próbnego B787 - wyjaśnił rzecznik Boeinga, Marc Birtel
Nie tak szybko znikną
Na razie linie lotnicze będą używać samolotów z tymi nadajnikami - do czasu wydania przez FAA instrukcji, by pozbyły się ich. Większość dużych samolotów odrzutowych znajduje się pod kontrolą radarową i innych środków stosowanych przez ekipy ratownicze dla ustalania miejsca katastrofy, więc nadajniki wymagane w większości krajów, nie mają zasadniczego znaczenia dla bezpieczeństwa lotu.
AAIB zostawił Amerykanom z FAA decyzję o usunięciu nadajników - stwierdził urzędnik z japońskiego urzędu lotnictwa cywilnego JCAB. - Sprawa nie ruszy z miejsca do czasu podjęcia decyzji przez FAA - stwierdził. Japoński przewoźnik ANA mający 20 z 68 eksploatowanych już na świecie samolotów B787 ogłosił, że poczeka na instrukcje od JCAB.
FAA poinformował, że analizuje raport brytyjskich śledczych, który wskazuje na brak detektora ognia albo urządzenia likwidującego ogień w górnej części kabiny, więc "gdyby doszło do takiego zdarzenia podczas lotu, mogłoby stanowić poważne zagrożenie bezpieczeństwa".