Reklama

Pożar na Heathrow: podejrzany nadajnik

Brytyjscy śledczy uznali, że awaryjny nadajnik lokacyjny ELT, produkcji Honeywella, był prawdopodobnym źródłem powstania ognia w samolocie B787 na Heathrow i zasugerowali wyłączenie go

Publikacja: 21.07.2013 10:53

Pożar na Heathrow: podejrzany nadajnik

Foto: Bloomberg

Specjaliści z biura badania katastrof lotniczych AAIB stwierdzili, że pożar w samolocie Ethiopian Airlines, stijącym na londyńskim lotnisku Heathrow nie miał związku z incydentami ze stycznia. Wyjaśnili, że nadajnik zasilany baterią litowo-manganową był jedynym sprzętem znajdującym się w pobliżu ognia i mógł go zapoczątkować. Wezwali więc władze nadzoru transportu lotniczego do usunięcia tych nadajników

Boeing wyjaśnił, że przepisy amerykańskiego urzędu FAA nie wymagają instalowania takich urządzę, a z kolei w innych krajach jest ono obowiązkowe. Koncern zapowiedział usunięcie go z najnowszego modelu samolotu. - ELT nie są wymagane jako część rozwiązań drojetowych samolotu. Nie było także wymogu używania go podczas lotu próbnego B787 - wyjaśnił rzecznik Boeinga, Marc Birtel

Nie tak szybko znikną

Na razie linie lotnicze będą używać samolotów z tymi nadajnikami - do czasu wydania przez FAA instrukcji, by pozbyły się ich. Większość dużych samolotów odrzutowych znajduje się pod kontrolą radarową i innych środków stosowanych przez ekipy ratownicze dla ustalania miejsca katastrofy, więc nadajniki wymagane w większości krajów, nie mają zasadniczego znaczenia dla bezpieczeństwa lotu.

AAIB zostawił Amerykanom z FAA decyzję o usunięciu nadajników - stwierdził urzędnik z japońskiego urzędu lotnictwa cywilnego JCAB. - Sprawa nie ruszy z miejsca do czasu podjęcia decyzji przez FAA - stwierdził. Japoński przewoźnik ANA mający 20 z 68 eksploatowanych już na świecie samolotów B787 ogłosił, że poczeka na instrukcje od JCAB.

FAA poinformował, że analizuje raport brytyjskich śledczych, który wskazuje na brak detektora ognia albo urządzenia likwidującego ogień w górnej części kabiny, więc "gdyby doszło do takiego zdarzenia podczas lotu, mogłoby stanowić poważne zagrożenie bezpieczeństwa".

Reklama
Reklama

AAIB podkreślił, że nadal nie jest jasne, czy ogień na pokładzie Ethiopiana powstał na skutek wadliwego funkcjonowania baterii nadajnika czy w wyniku siły zewnętrznej, np. zwarcia w instalacji elektrycznej, i zapowiedział kontynuowanie pracy.

"Deszcz w samolocie"

Brytyjski raport skupił się na nadajniku produkcji Honeywella, ale eksperci w dziedzinie lotnictwa mówią, że wyższa wilgotność w B787, która zwiększa komfort podroży pasażerów, też mogła być przyczyną. Woda może przewodzić elektryczność, więc wysoka wilgotność mogła zwiększyć prawdopodobieństwo zwarcia. - Śledczy przyglądają się wszystkiemu - wilgotności, kondensacji i jak to wszystko jest zamontowane - stwierdził jeden z nich. Sprawdzają, czy istniała dostateczna izolacja zapobiegająca gromadzeniu się wilgoci i zwarciom w takich urządzeniach jak nadajnik - stwierdził ten sam specjalista.

Osoba związana z Boeingiem dodała, że B787 może wymagać lepszego izolowania elektrycznych komponentów od wysokiej wilgotności, nazywanej w branży lotniczej "deszczem w samolocie".

- W tych ustaleniach nie ma niczego, co wskazywałoby na brak bezpieczeństwa w samolocie, ale z drugiej strony nie ma przekonywującego dowodu, że system nie związany z samolotem zawinił - stwierdził doradca branży lotniczej z Teal Group, Richard Aboulafia. Yan Derocles z Oddo Securities z Paryża jest zdania, że należy poczekać na wnioski, a wtedy Boeing będzie mieć problem, bo kolejne incydenty mogą zmniejszyć zaufanie do B787.

Honeywell gotów pomóc

Amerykański konglomerat obiecał pomoc Boeingowi i przewoźnikom w razie potrzeby, ale zastrzegł, że za wcześnie An wyciąganie wniosków w sprawie ognia. Nie spodziewa się żadnych finansowych konsekwencji zalecanych działań przez AAIIB.

Ogniwa baterii nadajnika zdradzały oznaki zniszczeniom - stwierdził raport AAIB. "Nie jest jednak jasne, czy spalanie w strefie ELT zostało wywołane uwolnieniem się energii z samych baterii czy na skutek zewnętrznego mechanizmu, np. zwarcia elektrycznego" - napisano. Urząd dodał, że Honeywell wyprodukował ok. 6 tys. nadajników ELT takiego samego rodzaju, które zainstalowano w wielu rodzajach samolot, a to był jedyny większy incydent termiczny. Baterie produkuje firma Ultralife z Newark, która nie udziela żadnych wyjaśnień.

Reklama
Reklama

Inny incydent

Japan Airlines poinformował, że incydent z pompą paliwową w czwartek nie miał związku z paleniem się baterii ani z nadajnikiem. W B787 numer lotu JL007 z Bostonu do Tokio, z 186 pasażerami i 12 członkami załogi pojawiło się w około 3 godziny po starcie ostrzeżenie o wadliwym funkcjonowaniu pompy paliwa prawego silnika. Paliwo dochodziło cały czas do silnika, samolot zawrócił i wylądował bezpiecznie na lotnisku Logan w Bostonie, nie było żadnego śladu dymu.

Rzecznik lotniska Richard Walsh wyjaśnił, że pilot postanowił zawrócić kierując się maksymalną ostrożnością.

Biznes
Akcje za dotacje. Rząd Donalda Trumpa przejmuje udziały w Intelu
Biznes
Morze Kaspijskie wysycha. Jesiotry wymierają, porty trzeba pogłębiać
Biznes
Kto pokieruje UKE? Nowe oficjalne i nieoficjalne informacje
Biznes
AI zagraża programistom, weto Prezydenta i poprawa w europejskim przemyśle
Biznes
Katastrofa rosyjskiej motoryzacji. Sprzedali jeden samochód
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama