Wyniki sprzedaży na Starym Kontynencie mimo wspierania szczodrymi promocjami (zniżki w przypadku popularnych aut sięgają 3 tys. euro, a czasami więcej), nadal nie zachwycają. Europejski rynek w czerwcu ponownie się skurczył, po raz piąty w tym roku.
Tegoroczna sprzedaż wyniesie zapewne nieco ponad 11 mln aut w porównaniu z 14,8 mln w 2007 r., ostatnim przed kryzysem. Analityk brytyjskiej firmy LMC Jonathon Poskitt prognozuje w tym roku spadek sprzedaży o 3,5 proc. w porównaniu z 2012 r. To zła wiadomość, ale przy odnotowanym w I półroczu spadku o 6,6 oznacza, że w kolejnych miesiącach nadejdzie poprawa. Na jedenastu rynkach, w tym w Polsce, sprzedaż już rośnie. Także m.in. w W. Brytanii, Belgii i krajach bałtyckich.
Kluczowe są Niemcy
Producenci patrzą jednak przede wszystkim na rynek niemiecki, największy w Europie. Dziś średni wiek należących do Niemców aut wynosi 8,7 roku. To najwięcej w historii i o rok więcej niż przed kryzysem. – Niemcy nie mogą żyć w izolacji od tego, co dzieje się w całej Europie. Nie kupują aut, bo odczuwają niepewność – mówi Matthias Wissmann, prezes VDA, Niemieckiego Związku Motoryzacyjnego.VDA pozostaje przy swojej prognozie sprzedaży 3 mln aut w Niemczech . – Nie jest tak, że 3 miliony Niemców nagle zdecydowały się przesiąść do publicznego transportu i przestały kupować samochody. Oni te zakupy odkładają w czasie, więc sprzedaż musi ruszyć z miejsca – uważa Wissmann.
Dla Polski to wiadomość dobra i zła. Dobra, bo ruszy eksport komponentów – Niemcy najchętniej kupują auta rodzimej produkcji, a polskie firmy są jednym z głównych dostawców przemysłu motoryzacyjnego w tym kraju. Zła, bo przy braku programu złomowania aut zapowiada napływ leciwych wraków do naszego kraju.
Odbicie na razie słabe
Są marki, których sprzedaż rośnie mimo kryzysu – to koreańska Kia, należący do Volkswagena hiszpański SEAT oraz „low cost" Renaulta – Dacia. Coraz lepiej sprzedają się także „japończyki" – Nissan, Mazda i Honda.