Jako pierwszy wielkie wyprzedaże rozpoczęła sieć Wal-Mart, która w miniony weekend zaoferowała swoim klientom online nadzwyczajne obniżki. Zwykle tego rodzaju okazje oferowane są dopiero pod koniec listopada – w tzw. czarny piątek (dzień po obchodzonym w czwartki Dniu Dziękczynienia) i następujący po nim "cyfrowy" poniedziałek. Tym razem największa sieć handlowa w USA wystartowała dużo wcześniej i zaproponowała na klientom np. 42-calowe telewizory po 299 dolarów (36 proc. przeceny), albo tablety Xelio po 49 dolarów (-51 proc.). Walmart obiecuje 300 podobnych okazji na swoich stronach internetowych w swoim sklepie internetowym – od zabawek, po domowe dekoracje.
Wczesny start Walmartu odzwierciedla nerwowość amerykańskich handlowców. Niepewność co do kondycji gospodarki USA i sytuacji politycznej (zamknięcie rządu na ponad dwa tygodnie w październiku) sprawia, że konsumenci mogą w czasie świątecznych wyprzedaży dużo ostrożniej sięgać po portfele. W USA, gdzie wewnętrzny popyt generuje ponad dwie trzecie amerykańskiego PKB, takie zachowania mogą mieć charakter samospełniającej się przepowiedni. Jeszcze przed październikowym kryzysem budżetowym i częściowym paraliżem administracji publicznej Krajowa Federacja Sprzedawców Detalicznych (National Retail Federation – NRF) prognozowała 3,8-procentowy wzrost sprzedaży w okresie świątecznym (w ubr. było to 3,5 proc.) Dziś ekonomiści mówią już tylko o skromnym, 2-procentowym wzroście obrotów.
Przeciwko handlowcom przemawia nawet kalendarz. Tradycyjny okres zakupów – między Dniem Dziękczynienia a Bożym Narodzeniem jest też w tym roku o kilka dni krótszy niż rok temu. Ponieważ ostatnie tygodnie roku potrafią generować nawet 40 proc. obrotów amerykańskich handlowców, trudno się dziwić, że aby ratować sezon, większość sieci handlowych będzie oferowała klientom głębokie upusty. "To był bardzo trudny rok dla przeciętnej amerykańskiej rodziny. Naszym zadaniem jest pomagać naszym klientom" – mówi Joel Anderson, szef Wal-Mart.com.
Tomasz Deptuła z Nowego Jorku