Świdnik jest już częścią Agusty

Jeśli mielibyśmy nie dostawać zamówień od polskiego rządu, będziemy zmuszeni przewartościować znaczenie PZL Świdnik w naszej strategii ?– mówi Daniele Romiti, dyrektor generalny Agusta Westland.

Publikacja: 22.04.2014 04:49

Świdnik jest już częścią Agusty

Foto: materiały prasowe

Rz: Czy trudno jest być dzisiaj prezesem włoskiej firmy?

Każdemu prezesowi dzisiaj w Europie jest trudno. AgustaWestland ma to szczęście, że mamy zakłady w różnych krajach. We Włoszech pracuje 5 tysięcy osób, a ponad drugie tyle zatrudnionych jest w naszych zagranicznych spółkach – w Wielkiej Brytanii, Polsce i Stanach Zjednoczonych. Mamy jeszcze joint ventures w kilku krajach. W Filadelfii mamy dwie linie produkcyjne oraz dział wsparcia i szkoleń. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii i Polsce, gdzie PZL Świdnik jest ważnym zakładem produkującym śmigłowce. W efekcie jestem bardziej międzynarodowym niż włoskim szefem i więcej czasu spędzam za granicą niż we Włoszech, bo nie wierzę w zarządzanie na odległość.

Jak daleki jest od nasycenia światowy rynek śmigłowców?

Gdybyśmy wygrali przetarg, jesteśmy gotowi do przeniesienia produkcji płyt podłogowych

Zdecydowanie nie jest to jeszcze dojrzały rynek. Jednocześnie to „ruchomy cel", bo popyt nieustannie się przemieszcza. W tej chwili, głównie na Wschód – bliski i daleki, a także na południe. W Europie możemy mówić o nasyceniu rynku, podobnie jest w Ameryce Północnej. Przy tym największy popyt jest na śmigłowce podwójnego zastosowania – cywilnego i wojskowego. W większości krajów wraz z kryzysem zaczęły się również kurczyć budżety armii. Podwójne możliwości wykorzystania helikopterów powodują, że łatwiej jest zaakceptować taki wydatek budżetu. Bo na szczęście niecodziennie wybuchają wojny, gdzie potrzebne są bardzo wyspecjalizowane maszyny, naładowane najnowocześniejszymi technologiami i bardzo drogie. Stąd narodził się nasz pomysł na zaprojektowanie maszyn, które mogą zostać wykorzystane jednocześnie do celów cywilnych i wojskowych. Takie maszyny wykorzystuje już włoska armia.

Dzisiaj helikoptery widzimy wszędzie – w konflikcie rosyjsko-ukraińskim, podczas poszukiwań malezyjskiego samolotu czy akcji ratunkowej po zatonięciu koreańskiego promu...

Do tego dochodzą coraz bardziej zatłoczone miasta, gdzie śmigłowce mogą sprawnie transportować pasażerów na lotniska położone na ich obrzeżach. Także w transporcie chorych, gdzie skrócenie czasu transportu często jest w stanie uratować życie. Dlatego opracowaliśmy model wiropłatu – połączenie samolotu i śmigłowca, który podobnie jak helikopter, jest w stanie pionowo lądować i startować, a jest od niego znacznie szybszy.

AgustaWestland startuje w przetargu na dostawy helikopterów dla polskiej armii. Jaka będzie pana strategia na naszym rynku, jeśli wygracie ten przetarg?

Większe inwestycje, transfer produkcji i technologii z Włoch do Polski.

I nie obawia się pan reakcji swoich związków zawodowych?

W żadnym wypadku. Muszę trochę wrócić do historii Agusty. W latach 90., podczas kryzysu zmuszeni byliśmy we Włoszech do zmniejszenia zatrudnienia o połowę. Wtedy powstała nowa Agusta, kierująca się jasnymi zasadami: nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego sami, musimy jednak stworzyć bazę pozwalającą w razie potrzeby chronić pracowników. I po drugie – każda z firm musi być najlepsza na rynku w tym, co robi. W końcu lat 90. zakłady w Świdniku zaczęły produkować dla nas kabiny, a ja jako osoba odpowiedzialna za produkcję często przyjeżdżałem do Polski. Nasi włoscy pracownicy doskonale rozumieli, że współpraca ze Świdnikiem wcale nie odbiera im pracy, ale zapewnia stabilność zatrudnienia. Dzisiaj Świdnik jest już częścią AgustyWestland i nie było żadnego problemu, aby produkcję modelu AW149 umieścić właśnie w Polsce. Z modelem wiropłatu AW609 powtarzamy tę samą strategię i nasza technologia zostanie przetransferowana do Świdnika, gdzie dokonywany jest końcowy montaż maszyn. Dla nas ogromne znaczenie ma to, że tuż obok fabryki w Świdniku jest lotnisko. Dlatego, gdybyśmy wygrali przetarg, jesteśmy gotowi do przeniesienia do Świdnika produkcji płyt podłogowych i jest to związane z transferem własności intelektualnej, np. dotyczącej awioniki. Kiedy tylko będziemy wiedzieli, jakie są konkretnie wymagania polskiej strony, nasi projektanci przygotują odpowiedni produkt. W ten sposób PZL Świdnik uniezależni się od AgustyWestland w dopasowywaniu maszyn do konkretnych wymogów klienta. Nasz zakład w Filadelfii już ma swój dział projektowania. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii i może być w Polsce. Jeśli wygramy ten przetarg.

A jeśli nie wygracie?

Będzie to dla nas problemem. Bo w sytuacji, kiedy jesteśmy polską firmą i mielibyśmy nie otrzymywać zamówień od polskiego rządu, będziemy zmuszeni przewartościować znaczenie tej fabryki w naszej strategii. Nie ma już sensu utrzymywanie produkcji Sokołów, może się więc okazać, że polska fabryka zacznie tracić szanse integracyjne, typowe dla biznesu produkcji śmigłowców. Chodzi o rozwinięcie działu zajmującego się dopasowywaniem do wymogów specyficznych klientów.

Czy PZL Świdnik jest dobrą firmą?

Nieustannie się poprawia. Wcześniej mieliśmy problemy z efektywnością. Agusta zainwestowała w unowocześnienie zakładu 300 mln zł, umożliwiliśmy produkcję komponentów dla innych firm. Ale efektywność pozostaje kluczowa, bo na rynku liczy się nie tylko cena, ale i jakość.

AgustaWestland jest znana z tego, że łatwo podnosi się z porażek. Mieliście problem ze skandalem korupcyjnym w Indiach, Rosjanie odwołali przetarg. I chyba nie widać, żeby to specjalnie w was uderzyło?

Odwołanie przetargu to rzeczywistość, z którą trzeba się pogodzić. Przypadek indyjski jest skomplikowany z powodu wyborów właśnie odbywających się w tym kraju. Sprawa w sądzie włoskim jeszcze nie została zakończona. Ale jestem optymistą, chociaż mam świadomość, że musimy poczekać jeszcze kilka lat, zanim sprawa znajdzie swój finał i wierzę, że będzie on korzystny dla nas. Niestety, w naszych wynikach finansowych za 2013 r. widać utracone przychody właśnie z powodu zawirowań w Indiach. Ale taki jest biznes.

Daniele Romiti ma 56 lat, jest absolwentem Politechniki w Turynie. W Agusta pracuje od 1984 roku, był dyrektorem fabryk należących do grupy Finnmecanica. Szefem AgustaWestland został w 2010 roku.

Rz: Czy trudno jest być dzisiaj prezesem włoskiej firmy?

Każdemu prezesowi dzisiaj w Europie jest trudno. AgustaWestland ma to szczęście, że mamy zakłady w różnych krajach. We Włoszech pracuje 5 tysięcy osób, a ponad drugie tyle zatrudnionych jest w naszych zagranicznych spółkach – w Wielkiej Brytanii, Polsce i Stanach Zjednoczonych. Mamy jeszcze joint ventures w kilku krajach. W Filadelfii mamy dwie linie produkcyjne oraz dział wsparcia i szkoleń. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii i Polsce, gdzie PZL Świdnik jest ważnym zakładem produkującym śmigłowce. W efekcie jestem bardziej międzynarodowym niż włoskim szefem i więcej czasu spędzam za granicą niż we Włoszech, bo nie wierzę w zarządzanie na odległość.

Pozostało 88% artykułu
Biznes
Rekordowa liczba bankructw dużych firm na świecie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Święta spędzane w Polsce coraz popularniejsze wśród zagranicznych turystów
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki