Zwracał na to uwagę Łukasz Zalicki, partner w EY, podczas debaty „Zasoby finansowe i kapitału ludzkiego w systemie ochrony zdrowia w Polsce", która otworzyła 5. krynickie Forum Ochrony Zdrowia. – Co więcej, mała liczba absolwentów kierunków lekarskich może sprawić, że obserwowana obecnie luka może się w przyszłości jeszcze pogłębić – dodawał.
Efekt jest taki, że polscy lekarze pracują ponad siły. Zdarza się, że nawet po 125 godzin w tygodniu. Czy rozdzielenie systemu publicznego od prywatnego i zmuszenie lekarzy do pracowania tylko w jednym z nich mogłoby rozwiązać problem? Takie pytanie postawił Jakub Szulc, który niedawno dołączył do EY jako ekspert, a w latach 2008–2012 był wiceministrem zdrowia.
– Obecnie NFZ nie ma możliwości prawnej wprowadzenia takiego rozwiązania. Poza tym nie byłoby ono do końca pożądane, bo braki lekarzy są szczególnie odczuwalne tylko w pewnych regionach – zaznaczył Tadeusz Jędrzejczyk, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia.
Ubywa następców
Najprostszym rozwiązaniem problemu niedoboru lekarzy wydaje się zwiększenie tempa kształcenia młodych ludzi. – Możliwość kształcenia studentów w 11 uczelniach medycznych w Polsce nie w pełni zależy od ich rektorów. Od lat zabiegamy o to, abyśmy mogli przyjmować więcej kandydatów na kierunki lekarskie. Jeszcze sześć lat temu przyjmowaliśmy na moją uczelnię na studia stacjonarne 450 młodych adeptów, a w tym roku będzie ich już 600 – mówił prof. Marek Krawczyk, rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
– Czy możemy przyjmować więcej? Oczywiście że tak. Jednak zwiększenie liczby kształconych nie jest problemem samych uczelni, ale ograniczonego finansowania. Uczelnie nie będą mogły zwiększyć przyjęć, jeśli nie otrzymają większych środków – podkreślał prof. Krawczyk.