Jednym z najważniejszych skutków pandemii dla banków jest wielki wzrost płynności. W pierwszym półroczu depozyty urosły o 210 mld zł, do 1,69 bln zł, co oznacza wzrost o 14 proc. (rok do roku zwiększyły się o 18 proc.).
Z kolei kredyty urosły przez pół roku o zaledwie 30 mld zł, do 1,44 bln zł, czyli o 2 proc. (rok do roku urosły o 3,7 proc.). To spowodowało poprawę i tak wysokiej już wcześniej nadpłynności sektora bankowego. Wskaźnik kredyty/depozyty spadł do najniższego od kilkunastu lat poziomu 85,5 proc. Z tego powodu banki zaczęły kupować instrumenty dłużne, głównie państwowe, przez co aktywa zaczęły szybko rosnąć. Na koniec II kwartału były wyższe niż rok temu o 16 proc. (przed pandemią aktywa rosły po 6–7 proc.). Tylko przez kwartał urosły o 160 mld zł (czyli 7,5 proc.), do 2,27 bln zł.
Zmienia się jednak czynnik decydujący o tym wzroście. O ile jeszcze w ubiegłym roku i przed pandemią przyrost aktywów wynikał głównie ze wzrostu kredytów (miesięcznie po kilka mld zł), o tyle teraz za wzrost aktywów odpowiadają głównie instrumenty dłużne.
Na koniec marca były warte już 675 mld zł, o 41 proc. więcej niż rok temu; tylko w tym roku ta kategoria aktywów sektora spuchła aż o 217 mld zł (kredyty urosły tylko o 16 mld zł), bo dzięki dużej nadpłynności banki obejmowały papiery dłużne, głównie te gwarantowane przez państwo. Skutek to wzrost udziału instrumentów dłużnych w aktywach sektora do 29,7 proc. na koniec czerwca, z 23 proc. pół roku wcześniej. Udział kredytów zmalał do 59,4 proc. z 66,8 proc.
– Rosnący udział dłużnych papierów wartościowych w bilansie, obok cięcia stóp procentowych, powoduje spadek marży odsetkowej. To konsekwencja nadpłynności, która istotnie wpływa na strukturę bilansów banków – wskazuje Bożena Graczyk, wiceprezes ING BSK.