Audyt banku centralnego wykazał, że 14 grup bankowych będzie potrzebowało łącznie 59,3 mld euro. To bardzo wysoka kwota, ale hiszpańskie władze się obawiały, że może ona sięgnąć nawet 80 mld. Ostatecznie może się okazać, że kwota będzie niższa, ponieważ hiszpańskie instytucje finansowe cały czas pozbywają się aktywów oraz wymusiły na akcjonariuszach, aby wzięli na siebie część strat. Część portfela złych kredytów ma również zostać przeniesiona do jednej wspólnej instytucji finansowej, tzw. bad banku, gdzie zostaną zgromadzone toksyczne aktywa.

Najwięcej potrzebuje znacjonalizowany Bankia – 24,7 mld euro, którego prezesem był do niedawna były dyrektor generalny Międzynarodowego Funduszu Walutowego Rodrigo de Rato. 10,8 mld euro potrzebuje Catalunyabank, NCG Banco – 7,2 mld euro, Banco de Valencia – 3,5 mld, Banco Popular – 3,2 mld, BMN – 2,2 mld, zaś połączone Ibercaja, Caja3 i Liberbank – łącznie 2,1 mld.

Siedem banków, w tym czołowe Santander, La Caixa i BBVA nie potrzebują pomocy publicznej. – Santander i BBVA są bardzo silne za granicą, zaś La Caixa nie angażowała się na rynku nieruchomości – powiedział „Rz" prof. Juan Jose Toribio z IESE Business School.

Konieczność skorzystania z pomocy zewnętrznej zwiększy hiszpański dług publiczny, który wzrośnie w tym roku do 85,3 proc. PKB i 90,5 proc. w 2013 roku. Jak poinformował minister budżetu Cristobal Mantoro, większy od planowanego będzie również deficyt budżetowy, który w tym roku wyniesie nie 6,3 proc. PKB, ale 7,4 proc., zaś w 2013 nie 8,9, ale 9,44 proc. Z tego powodu rząd zapowiada kolejne cięcia wydatków, które hiszpańska ulica powitała protestami.