Miał być projekt polityczny. Zrobił się gospodarczy i to o ogromnym zasięgu. W tym tygodniu mija termin zgłaszania deklaracji udziałów, tymczasem chętnych jest coraz więcej. Zainteresowane są kraje, o których w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że z rządem w Pekinie łączą je przyjacielskie stosunki. Zainteresowany jest Tajwan, największy inwestor zagraniczny w ChRL, a także Norwegia z którą od 5 lat Chińczyków łączą wręcz lodowate stosunki po tym, jak Mo Yan dostał literackiego Nobla. Tajwańczykom pekińskie władze powiedziały jedno: zaakceptujemy waszą deklarację, jeśli wystąpicie pod właściwą nazwą kraju. Czyli nie może to być Republika Chińska, ani Tajwan, tylko zapewne Tajpei. Dla rządu w Pekinie Tajwan nadal pozostaje zbuntowaną chińską prowincją.
Początkowo Chińczycy liczyli, że projektem zainteresuje się kilku ich sąsiadów, zwłaszcza Rosja. Tymczasem oprócz Rosjan zgłosiło się 14 krajów rozwiniętych, członków G20, w tym tak dalekie Chinom, jak Niemcy, Francja, czy Brazylia. Do banku wstąpili między innymi również Koreańczycy i Australijczycy, a krajem, który nadal się waha pozostaje Japonia.
To chińskie zwycięstwo, bo powstaniu banku, który miałby stanowić przeciwwagę dla Banku Światowego oraz Azjatyckiego Banku Rozwoju AIB było ostro krytykowane przez Stany Zjednoczone. Administracja USA obawiała się, że AIIB da Chińczykom ogromną przewagę we wpływach na gospodarkę Azji. Amerykanie oficjalnie podkreślają, że istnieją poważne obawy o wywieranie nacisków na słabsze kraje Azji, ludzie będą wywłaszczani, tak jak się dzieje to w Chinach przy budowie wielkich zapór wodnych. Tyle,że Amerykanie wyraźnie przegrywają, bo nawet Brytyjczycy uznali, że jest to interesujący projekt, ponieważ pozwoli się szybciej rozwijać Azji.
Dla Chińczyków, to wielki i prestiżowym projekt, który udowadnia, że wielkie instytucje finansowe działające na skalę światową wcale nie muszą mieć amerykańskiego wsparcia. I jest to jednocześnie reakcja na nieustanne blokowanie chińskich wpływów w Banku Światowym i MFW, mimo dopuszczenia tam do zarządów chińskich obywateli. Sami Chińczycy nie ukrywają, że dla nich jest to wielkie zwycięstwo polityczne, bo dotychczasowi sojusznicy USA nagle stanęli po ich stronie.
Dla Amerykanów sytuacja zrobiła się dyplomatycznie trudna, więc zaczęli stopniowo łagodzić swoje stanowisko. Waszyngton zapowiada teraz ,że zachęci Bank Światowy i AIB, aby współdziałały z AIIB, a minister skarbu USA, Jacob J.Lew poleciał do Pekinu na rozmowy z premierem Li Keqiangiem.