– W kontekście kryzysu w USA i niepokojących informacji płynących z Europy, udzielanie ryzykownych kredytów może być niebezpieczne dla gospodarki. Dlatego banki stosują odpowiednie praktyki zabezpieczające przed udzielaniem kredytów o podwyższonym ryzyku – tłumaczy Dominik Skrzycki, naczelnik planów finansowych w MultiBanku.
Bankowcy coraz skrupulatniej sprawdzają kredytobiorców. Proces ten zaczyna wykraczać już poza dotychczasowe praktyki usprawniania jedynie procedury kredytowej. Coraz bardziej polskie instytucje uzależniają koszt kredytu od ryzyka w danej grupie klientów.
Sprawdzają np. czy informacje o zatrudnieniu i zarobkach są zgodne z rzeczywistością i potwierdzają to często telefonicznie. To kontrowersyjny sposób, ponieważ rodzi ryzyko, że te dane trafią do osoby nieuprawnionej. Bankowcy tłumaczą, że odbywa się to za zgodą klienta.
– W momencie składania wniosku o produkt kredytowy klient wyraża pisemną zgodę na dokonanie weryfikacji danych zamieszczonych w oświadczeniu lub zaświadczeniu o osiąganych dochodach bezpośrednio u pracodawcy. Najczęściej sprawdzenie tych informacji odbywa się telefonicznie – tłumaczy Monika Floriańczyk z PKO BP. Banki sprawdzają też, czy dana firma prowadzi działalność.
Małgorzata Kałużyńska-Jasak z Biura Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych tłumaczy, że pracodawca może udzielić takich informacji, ale tylko wówczas, gdy jest 100-procentowa gwarancja, że trafia do osoby uprawnionej. Okazuje się, że większość pracodawców, zwłaszcza w dużych firmach nie chce brać na siebie ryzyka i nie udziela takich informacji. – Odmowa potwierdzenia danych zdarza się najczęściej w dużych korporacjach, a także urzędach skarbowych oraz ZUS – przyznaje Anna Kula z Eurobanku, ale dodaje, że w wielu przypadkach sam klient uprzedza pracodawcę, iż przedstawiciel banku może dzwonić i prosić o potwierdzenie danych. Jeśli pracodawca odmówi, nie oznacza to odmowy udzielenia kredytu. Banki w takim przypadku szukają innych sposobów.