Jesienią ubiegłego roku, podczas pierwszej fali kryzysu finansowego, wiele rosyjskich banków znalazło się na skraju bankructwa. Rząd Władimira Putina gwałtownie szukał wówczas dla nich inwestorów, bo spektakularne upadki mogły pogrążyć całą rosyjską bankowość. Najłatwiej było „nakłonić” do przejęcia banków szefów państwowych koncernów.
Prezes Rosyjskich Kolei Żelaznych, Władimir Jakunin wraz z szefami diamentowego państwowego giganta Alrosy (ma 25 proc. rynku światowego) przejęli wówczas jeden z największych banków Rosji - KIT Finans. Jak przyznał niedawno w mediach Jakunin, propozycję kupna otrzymał na... cztery dni przed transakcją. Czasu na jakiekolwiek analizy jej zasadności nie było, bo cena była, jak podaje portal lenta.ru, nawet jak na rosyjskie warunki rekordowo niska – 100 rubli (wtedy ok. 4 dolarów). Oba koncerny objęły w sumie 45 proc. udziałów banku.
Sytuację postanowił wykorzystać też oligarcha Aleksandr Lebiediew (właściciel m.in. 30 proc. Aerofłotu i brytyjskiej gazety Evening Standard (kupionej za funta). Kupił „Rossyjskij kapitał”, należący do setki największych banków Rosji za 5 tys. rubli (ok. 170 dol.) i dostał z banku centralnego ulgowy kredyt na restrukturyzację instytucji.W tym roku kryzys objął już całą gospodarkę Rosji. W końcu tygodnia okazało się, że zarówno Lebiediew, jak i Alrosa oraz RKŻ wystąpiły do państwowej Agencji ds. Ochrony Oszczędności o przejęcie kupionych wcześniej za grosze banków. Jednak Agencja ma już pod swoimi skrzydłami 15 innych banków – przejętych od państwa – dla których szybko musi znaleźć inwestorów. Szanse biznesmenów na pozbycie się balastu są więc znikome. Najprawdopodobniej ich banki czeka więc upadłość.