W ostatnich miesiącach liczba banków, które mają na te stawki wpływ, wyraźnie spadła. – Wąskie grono banków ustala te stopy i jest to bardzo niepokojące. Bardzo trudno będzie to naprawić – powiedział Bret Barker, zarządzający funduszami w kalifornijskiej firmie inwestycyjnej TCW Group. LIBOR to rodzina 150 stóp procentowych wskazujących obowiązujące na londyńskim rynku międzybankowym oprocentowanie pożyczek w dziesięciu różnych walutach na okres od jednego dnia do roku.
Oblicza je każdego dnia Agencja Reutera na podstawie szacunków kilkunastu banków co do tego, ile kosztowałoby je zaciągnięcie kredytu w innych instytucjach z tego gremium. Z tymi stawkami powiązane jest oprocentowanie produktów finansowych – w tym kredytów i lokat w euro i we frankach – o wartości kilkuset bilionów dolarów.
W kilku państwach toczą się śledztwa w sprawie manipulacji stawkami LIBOR, jakich dopuszczały się zaangażowane w ich ustalanie banki. W trakcie kryzysu finansowego z ostatnich lat systematycznie podawały Reutersowi zaniżone koszty zadłużania się, aby poprawić swoją reputację. Dane te, które są publikowane, uchodzą bowiem za miernik wiarygodności banków. Z kolei przed kryzysem starały się one zaniżać lub zawyżać LIBOR, aby poprawić swoje wyniki z inwestycji.
Jednym z remediów na te nieprawidłowości jest w oczach ekspertów rozszerzenie grona banków, które uczestniczą w ustalaniu stawek LIBOR. Dzięki temu nawet w czasie, gdy banki udzielają sobie niewielu pożyczek i w efekcie niektóre z nich nie potrafią podać, ile kosztowałby je kredyt, danych do obliczenia LIBORU powinno wystarczać. Poza tym bankom trudniej byłoby wchodzić w zmowy, a nieuczciwe instytucje miałyby na stawki LIBOR mniejszy wpływ.
Ale od kiedy w związku ze śledztwami banki przestały manipulować stopami, faktycznie są one ustalane przez bardzo wąskie grono instytucji. Przekazywane przez banki Reuterowi dane o ich kosztach zadłużania mocno się bowiem zróżnicowały.