
Abdellatif Kechiche: Kiedy w 2002 roku RPA wystąpiła do Francji z prośbą o wydanie ciała tej kobiety, zdałem sobie sprawę, jak bardzo interesujące i symboliczne są jej losy. Zobacz fotosy z filmu Czarnoskóra dziewczyna opuściła rodzinny kraj, mając nadzieję, że w Europie nie tylko zarobi na utrzymanie, ale że spełni się jej marzenie i zostanie aktorką. Tymczasem we Francji z początku XIX wieku stała się upokarzanym narzędziem, wykorzystywanym w perwersyjnych orgiach seksualnych. Gawiedź i arystokraci z równą lubieżnością obserwowali jej wielkie pośladki i ogromne wargi sromowe, a naukowcy chcieli dowieść, że jest tylko ogniwem w ewolucji. Nawet po śmierci nie uszanowano jej godności, zrobiono z niej wypchany rekwizyt jak z małpy czy dzika. Gdy zobaczyłem odlew jej ciała, przeżyłem szok, bo na twarzy Saartjie malował się potworny ból. Wyobraziłem sobie, ile ta kobieta wycierpiała.

Bardzo współczesnym. Dla wielu ludzi w RPA Saartjie ciągle jest symbolem cierpień kontynentu. A ja chciałem opowiedzieć o rasizmie i ksenofobii. Sam dobrze znam poczucie obcości. Kiedy przyjechałem do Francji, by robić karierę jako aktor, widziano we mnie nie wrażliwego człowieka, lecz Araba. W pewien sposób mogę się więc z Czarną Wenus identyfikować. Dziś jestem zaniepokojony, gdy słyszę, jak prezydent Sarkozy wypowiada się na temat Romów, grożąc nawet ich wyrzuceniem z Francji. Dlatego próbuję zmusić do refleksji tych, którzy całe nacje traktują jako "gorsze". Jednak "Czarna Wenus" nie jest dla mnie filmem stricte politycznym. Ważne są tu refleksje bardziej uniwersalne.

Ten temat zawsze mnie interesował. Saartjie czuła się artystką, jednocześnie w jakiś sposób akceptowała poniżanie. Ale tylko do pewnego momentu. W końcu dokonała bardzo trudnego wyboru. Odmówiła pokazania swoich narządów płciowych naukowcowi, mimo że wyrażenie zgody na przebadanie uczyniłoby ją sławną i bogatą. Pytam więc, w jakim stopniu twórca może być wolny, a w jakim jest uzależniony od innych, co w dużej mierze dotyczy dziś filmu. W jakim stopniu reżyser może podążać za własną wizją, a w jakim musi ulegać oczekiwaniom producentów, widzów, inwestorów? Próbowałem również w "Czarnej Wenus" powiedzieć coś ciekawego o naturze ludzkiej.

Nie, nie zgadzam się! Nie epatuję widzów widokiem ciała Yahimy. Sekwencje z jej występów potrzebne mi były po to, żeby pokazać upokorzenie. I ludzkie spojrzenia, bo inaczej reagujemy, gdy jesteśmy sami, inaczej w grupie. Inaczej, kiedy kierujemy się własną wrażliwością, inaczej, gdy znajdujemy się pod presją otoczenia. Próbowałem zwrócić na to uwagę widzów. Dzisiaj samodzielność myślenia, postrzegania i interpretowania rzeczywistości wydaje mi się umiejętnością podstawową.

Krytycy i dziennikarze kochają rozdawać etykietki. To oczywiste, że każdy artysta wnosi do swojej twórczości własne doświadczenie. Moja rodzina, owszem, pochodzi z Tunezji, z byłej francuskiej kolonii, ale czy ma to jednak takie znaczenie? Nie będę przez całe życie opowiadał wyłącznie o emigrantach czy obcych. Takie filmy zrobiłem dotąd, ale może następny będzie zupełnie inny? Jestem artystą i staram się mówić językiem uniwersalnym.
rozmawiała Barbara Hollender