Gość Karoliny Kowalskiej w poniedziałkowej #RZECZoPRAWIE mówił o lekach biopodobnych, które właśnie wchodzą na listę refundacyjną po 10 latach wyłączności cenowej leków oryginalnych. Dlaczego straszy się nimi pacjentów?
- Temat będzie coraz częściej obecny w mediach, ale to pozytywna tendencja. Leki biologiczne biopodobne - ta nazwa źle się kojarzy. Tak pejoratywnie, jak "wyrób czekoladopodobny. Z prof. Bralczykiem analizowaliśmy temat i według nas te leki powinny się nazywać "leki biologiczne biorównoważne". One są tak samo skuteczne i tak samo ważne w terapii jak leki biologiczne oryginalne, czyli referencyjne - powiedział Krzysztof Kopeć.
Jak wyjaśnił kończy się ochrona patentowa wielu leków biologicznych referencyjnych, a tym samym monopol ich producentów. Dlatego po 20 latach wchodzą na rynek odpowiedniki tych leków, równie dobre i dopuszczone do obrotu bo wielu latach badań klinicznych. Dla koncernów produkujących oryginalne leki biologiczne jest to niewątpliwie konkurencja, która spowoduje spadek cen. Ale z drugiej strony leki biorównoważne będą bardziej dostępne dla pacjentów. Jak duży będzie spadek cen?
- Ustawa przewiduje, że pierwszy lek, który będzie odpowiednikiem leku już refundowanego powinien być o 25 proc. tańszy. Z naszych analiz, praktyki na konkurencyjnym rynku, wynika, że spadek cen będzie sięgał 50 proc. w ciągu roku-dwóch funkcjonowania tych konkurencyjnych produktów - powiedział ekspert.
Karolina Kowalska zwróciła uwagę, że stowarzyszenia pacjenckie przedstawiają mediom własne stanowiska, bardzo dobrze przygotowane, z których wynika, że pacjenci nie chcą leków biopodobnych, bo się ich boją.