Szpitale, urzędy miejskie, spółki komunalne oraz wiele innych instytucji związanych ze służbą zdrowia lub gminnych nie będzie musiało organizować przetargów. Wystarczy jeden telefon lub e-mail, by złożyć zamówienie. Warunek jest jeden: musi być ono związane z pandemią. Okazuje się jednak, że polskie przepisy mogą być sprzeczne z unijnymi i są zbyt ogólnikowe. A to rodzi ryzyko nadużyć.
Maseczki bez procedur
Chodzi o ustawę o zmianie niektórych ustaw w związku z przeciwdziałaniem sytuacjom kryzysowym związanym z wystąpieniem Covid-19, którą uchwalił właśnie Sejm i którą obecnie zajmuje się Senat. Wprowadza zmianę do art. 46c ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Mówi on, że do zamówień na usługi, dostawy lub roboty budowlane udzielanych w związku z zapobieganiem lub zwalczaniem epidemii na obszarze, na którym ogłoszono stan zagrożenia epidemicznego lub stan epidemii, nie stosuje się przepisów o zamówieniach publicznych. Podobne uregulowanie obowiązywało już wcześniej, ale tylko do 5 września. Nowy przepis ma obowiązywać bezterminowo, do jego uchylenia.
– Nie ma żadnych ograniczeń podmiotowych dla skorzystania z wyłączenia, więc mogą z niego korzystać wszystkie kategorie zamawiających, w tym jednostki sektora finansów publicznych, samorządy, zamawiający z sektora ochrony zdrowia, jak np. szpitale, ale także spółki komunalne lub tzw. zamawiający sektorowi – tłumaczy Jacek Liput, radca prawny, szef praktyki prawa zamówień publicznych w kancelarii Prawnej Gawroński & Partners.
Forma składania zamówienia może być dowolna.
– Nie ma przeszkód prawnych, by było ono udzielane telefonicznie, poprzez wymianę korespondencji e-mail czy też w toku negocjacji przeprowadzanych z wykorzystaniem narzędzi do wideokonferencji – wyjaśnia Konrad Różowicz, prawnik w Kancelarii Prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners.