Po latach zarządzania sprzedażą Electroluxu w naszym regionie przejmuje pan ogromny region z 45 państwami Azji, Afryki i Australii.
Stanowisko obejmuję 1 sierpnia i mówimy tu o dużym i rozległym geograficznie terenie. W Europie wszędzie da się dolecieć w ok. 3 godz., może Kazachstan jest tylko trochę dalej. Teraz z Singapuru, gdzie znajduje się główna centrala Electroluxu na ten region i moje biuro, będę miał większe odległości do pokonania – do Sydney to 7 godzin, a do Afryki jeszcze dalej. Oczywiście nie chodzi o to, aby ciągle siedzieć w samolocie, ale bezpośrednie spotkania z lokalnymi zespołami to też ważna część prowadzenia biznesu. W tak wielkim regionie lokalne centrale Electrolux ma jeszcze w Dubaju, Szanghaju, Sydney i Bangkoku.
Będzie pan wiceprezesem ds. sprzedaży. Jak wygląda pozycja Electroluxu na tych rynkach?
W wielu krajach silne są marki, o których istnieniu w Europie nawet nie wiemy. W Australii sprzedajemy nasze produkty głównie pod lokalną marką Westinghouse, która ma bardzo mocną pozycję na tym rynku. Ale oferujemy tutaj też produkty z logo Electrolux, AEG i Zanussi, co daje nam w sumie 35 proc. rynku w tym kraju. Jesteśmy tam numerem 1. Mamy również mocną pozycję w Japonii, Korei, na Bliskim Wschodzie, ale już w Chinach nie mamy wielkiego udziału. To też będzie jeden z celów na nadchodzące lata, aby właśnie w Chinach naszą pozycję rynkową umocnić. Rozwijamy z sukcesem współpracę z deweloperami w Chinach. Powstaje tu dużo budynków mieszkaniowych i często już na etapie budowy zawierane są umowy na kompleksowe wyposażanie kuchni w sprzęt. Ten kanał już rozwijamy, ale w innych też chcemy być wyraźniej obecni.
To dla producenta łatwiejszy teren niż Europa, w której w każdym kraju jest inny standard czy wymiary np. kuchenek?