Opozycja próbuje przesunąć wybory prezydenckie. Czy należy brać za dobrą monetę powoływanie się polityków na terminy zawarte w konstytucji? A może jest inny powód?
Jest to niezwykle trudny problem do rozwikłania i interpretacji. Czytałam opinie prawników i przyznam, że są one mocno podzielone. Newsową bombą jest informacja, że opozycja być może chce przesunąć wybory dlatego, że jest takie rozwiązanie konstytucyjne, które pozwala, by głową państwa był marszałek Senatu. Sądzę, że tak daleko idące zamiary, przypisywane przez niektórych opozycji i marszałkowi Senatu, skutkowałyby ogromnym chaosem prawno-ustrojowym. W okolicach 10 maja już doświadczyliśmy tego chaosu, a teraz grozi nam kontynuacja kryzysu. Mam nadzieję, że mój punkt widzenia jest nieadekwatny do realnych intencji opozycji. Jestem przekonana, że osiąganie celów politycznych może być realizowane poprzez inne narzędzia niż tworzenie chaosu prawno-politycznego.
Wyborcy opozycji zaakceptują taką zmianę stanowiska?
Trzeba pamiętać, że o ile wyborcy mieli negatywny stosunek do terminu 10 maja, o tyle większość badań pokazuje, że 28 czerwca jest akceptowany jako termin głosowania zarówno przez wyborców PiS-u, jak i wyborców opozycji. To oznacza, że gdyby przyjąć za bliskie prawdy te spekulacje, które pojawiają się wokół przeciągania terminu, to opozycja na tym straci. Nie mówię już o oczywistym argumencie związanym z Rafałem Trzaskowskim: jeśli Senat nie podejmie stosunkowo szybko prac, to kandydat KO będzie miał mało czasu na prowadzenie kampanii wyborczej, a wcześniej na zebranie podpisów. Chyba że rzeczywiście intencja jest taka, że wybory mają się odbyć jesienią.
W jakiej sytuacji marszałek Senatu może zostać głową państwa?