Dokładnie 65 lat temu, 29 lipca 1954 r., ukazało się pierwsze wydanie „Władcy Pierścieni" J.R.R. Tolkiena. Jak powieść została wtedy przyjęta przez recenzentów?
Część krytyków zareagowała, delikatnie mówiąc, chłodno. Ci, którzy wiedzieli coś o Tolkienie i literaturze tego typu, pisali o powieści entuzjastycznie. Wśród nich był bliski przyjaciel Tolkiena z Uniwersytetu Oksfordzkiego, pisarz C.S. Lewis. Z niechęcią do „Władcy Pierścieni" odniósł się szkocki krytyk Edwin Muir, który kompletnie nie zrozumiał tej książki.
Od kiedy można mówić o literackim fenomenie „Władcy Pierścieni"?
Mniej więcej od lat 60. Po tym jak na amerykańskim rynku ciepło przyjęto powieści fantasy Ursuli Le Guin, Amerykanie chcieli uporządkować ten gatunek. Ważna pod tym względem była książka Lina Cartera o „Władcy Pierścieni" z 1969 roku. Jej autor próbował osadzić twórczość Tolkiena właśnie w tym nurcie. Tymczasem Tolkien widział źródło swojej powieści gdzie indziej: w eposie staroangielskim. Co ciekawe, większą wagę niż do „Władcy Pierścieni" przywiązywał do „Silmarillionu", który chciał wydać po opublikowaniu „Hobbita", ale wydawnictwo odrzuciło książkę w jej pierwotnym kształcie.
W czym tkwi popkulturowy potencjał „Władcy Pierścieni"?