Marek Papszun: Musimy zdjąć różowe okulary

Trener Rakowa Częstochowa Marek Papszun o swojej skromnej drużynie bez odlotów i przygotowaniu głów na ekstraklasę.

Aktualizacja: 05.05.2019 19:30 Publikacja: 05.05.2019 19:28

Marek Papszun: Musimy zdjąć różowe okulary

Foto: EAST NEWS/ Piotr Matusewicz

Podobno przychodzi pan do klubu o ósmej rano, a wychodzi o dziewiątej wieczorem...

W Święto Pracy 1 maja przyszedłem na siódmą rano, a wyszedłem o 22 i chyba pobiłem rekord, ale to był wyjątkowy dzień.

W Częstochowie nikt nie zna ekstraklasy od środka, pan też jej nie poznał ani jako zawodnik, ani jako trener. To może przeszkadzać na początku?

Wielu ludzi w Częstochowie i działaczy w samym Rakowie musi zdjąć różowe okulary. Jesteśmy beniaminkiem, który wchodzi do ligi bez stadionu, bazy treningowej. Mamy bardzo dużo braków i o tym musimy pamiętać. Dobry PR wokół Rakowa jest potrzebny i pomaga w rozwoju, ale może być też zagrożeniem, bo pozytywny wizerunek zaciemnia to, jak wygląda klub od środka. Wynik sportowy ukrył mankamenty i rzeczywistość, której nie pokolorujemy. Wywiady, dobra atmosfera są super, ale wchodzimy do ligi jako ubogi beniaminek i tak powinniśmy siebie traktować, a nie zapowiadać, że wszystkich rozniesiemy i skończymy sezon w pierwszej ósemce. Wszystko jest możliwe, ale po pierwsze trzeba szacować możliwości.

ŁKS w Ekstraklasie

Przypomina się Sandecja Nowy Sącz, która cały sezon grała bez własnego stadionu i spadła z ligi. Brak stadionu może zaważyć też na losach Rakowa?

To jest dobry przykład. Mam nadzieję, że historia się nie powtórzy, ale dużo jest podobieństw, jeśli chodzi o infrastrukturę czy tradycję bycia w ekstraklasie. Od ostatniego meczu Rakowa na tym poziomie minęło 21 lat, a to szmat czasu. Jest przepaść cywilizacyjna między tym, jak kiedyś wyglądała liga, a jak wygląda obecnie. Jest inny poziom organizacyjny, inna medialność, rozpoznawalność zawodników. Jest wielu obcokrajowców, są inne pieniądze. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyliśmy. Musimy się nie tylko tego nauczyć, ale przede wszystkim jakoś to zorganizować.

Pewnie się zaczną tańce menedżerów wokół klubu. Teraz Raków stał się bardziej atrakcyjny dla wielu zawodników. To zagrożenie czy szansa?

Trzeba się umiejętnie w tym poruszać. Mamy dobrze zorganizowany skauting, jak na klub z 1 ligi działamy bardzo profesjonalnie. Wierzę, że transfery będą udane i pomogą zrealizować cel, czyli utrzymać się w ekstraklasie.

Do Sandecji, wcześniej Termaliki, a ostatnio Zagłębia Sosnowiec przychodzili starsi gracze, po 30. roku życia. Wnoszą doświadczenie, ale dla nich Raków to byłby tylko kolejny kontrakt i umierać za niego nie będą.

Dobór zawodników jest najtrudniejszy. Bez doświadczenia nie da się grać, ale jak zabraknie pasji i etosu pracy, to doświadczenie nic nie da.

To może jednak szperać w drugiej i trzeciej lidze, może ściągać Czechów i Słowaków, bo ostatnio trafialiście tam na solidnych graczy?

Przeskok z trzeciej ligi do ekstraklasy jest olbrzymi, bardzo mało jest takich transferów. Dopiero od jakichś dwóch lat zawodnicy z pierwszej ligi szerszą ławą ruszyli do ekstraklasy, wcześniej to była rzadkość. Jakość tych graczy jest słabsza. Nagonka na tych, którzy sprowadzają obcokrajowców, jest nieuzasadniona. Nie ma wystarczającej liczby Polaków z odpowiednimi umiejętnościami na ekstraklasę.

Może piłkarzy z charakterem jest więcej niż tych z umiejętnościami, może takich trzeba szukać?

Tak. Jest wielu młodych, którzy chcą grać w ekstraklasie i chcemy dać im szansę. Na 18 drużyn w pierwszej lidze jesteśmy na ósmej pozycji w programie Junior Pro. To pokazuje, że stawiamy na młodzieżowców nie tylko dlatego, że przepisy nas zmuszają. Chciałbym, żeby grali młodzi Polacy, ale muszą mieć odpowiedni poziom. Dzisiaj czterech takich młodych w kadrze meczowej mamy, a dwóch kolejnych się przebija. Chciałbym, żeby w ekstraklasie ich liczba się nie zmniejszyła, a wręcz wzrosła.

Często podkreśla pan, że charakter do futbolu jest niezbędny. „Dziadostwo" to określenie, z którego stał się pan znany. Pan się uczył piłki na podwórku, a dzisiaj rodzice dowożą samochodem na treningi, kupują najlepszy sprzęt. Gdzie mają się kształtować charaktery?

Zgadzam się, ale to znak czasu i od tego nie uciekniemy. Świata nie zmienię, z tym się trzeba pogodzić. To nie jest tak, że młodego zawodnika nie da się kształtować. Nawet jeśli rodzice trochę rozmiękczyli chłopców, to można ich naprostować. Do nas też przychodzą rozpieszczeni juniorzy i stają się piłkarskimi facetami. To, że byłem nauczycielem, pomaga w prowadzeniu zespołu.

Narzekał pan, że w szkole nie było narzędzi do uzyskania posłuchu. Teraz może pan dać premię za mecz albo ją cofnąć...

Może piłkarze nie wyrabiają już sobie charakteru na podwórku jak kiedyś, ale są bardziej świadomi tego, po co grają i trenują. Nie ma problemów wychowawczych. To, co było kilkanaście lat temu, dzisiaj się nie zdarza. Jedzą odpowiednio, regenerują się, przykładają do treningów, ćwiczą indywidualnie. Kiedyś wiedzy brakowało, dzisiaj jest, ale za to brakuje mocnych charakterów, ikry, ogień jest za mały.

Skóra, fura i komóra pana denerwują u młodych?

U nas nie ma odlotów, to jest skromna drużyna, jak na spore zainteresowanie medialne. Nie musiałem nikogo strofować, ale na ekstraklasę trzeba będzie głowy przygotować. Komunikacja z mediami jest bardzo istotna, często się rozmawia z dziennikarzami w emocjach i trzeba uważać, co się mówi.

Pan lubi media?

Lubię? Akceptuję media. To jak z kibicami, którzy noszą na rękach, a potem wyzywają. Gra się dla kibiców, ale dla mediów też. Dziennikarze muszą mieć o czym pisać, kibice dyskutować. Szanuję pracę dziennikarzy.

Został pan poddany szczegółowym testom przez właściciela klubu Michała Świerczewskiego...

Trener to stanowisko bardzo odpowiedzialne, a trener bez nazwiska jest niewiadomą i trzeba go prześwietlić, żeby możliwość popełnienia błędu w rekrutacji była mniejsza.

Gdyby Michał Świerczewski sprowadził panu za plecami znanego piłkarza, toby go pan wstawił do składu? W Legionovii zaparł się pan i w podobnej sytuacji od razu skreślił zawodnika.

Każdy transfer musi być konsultowany z pierwszym trenerem. To on musi podjąć decyzję, bo odpowiada za zespół i wie, jaki piłkarz jest mu potrzebny. To jest poza dyskusją. Na szczęście jesteśmy zgodni, cenię sobie współpracę z panem Świerczewskim i dlatego przedłużyłem kontrakt. Największym kapitałem Rakowa jest jego właściciel, który nas wspiera i nam ufa.

Nadal uważa pan, że trener ma zarabiać więcej niż piłkarze?

Tak. W korporacji jest specjalista, kierownik, dyrektor, prezes. Trudno sobie wyobrazić, że prezes zarabia mniej od kierownika. I tak to powinno wyglądać w piłce. Nie zawsze tak się dzieje i uważam to za błąd. Życie jest jednak dynamiczne, może trzeba będzie ściągnąć gwiazdę, żeby się utrzymać albo powalczyć o wyższe miejsce i wtedy zarobki takiego piłkarza będą większe niż trenera. Takie wyjątki rozumiem, ale zasada się nie zmienia.

Była propozycja z Legii?

Nie było konkretów, więcej pisano o tym w mediach, ale to miłe. Bardzo spokojnie do tego podszedłem, bo jeszcze mój czas widocznie nie nadszedł. W Rakowie mam swój projekt i na nim się koncentruję.

Podobno przychodzi pan do klubu o ósmej rano, a wychodzi o dziewiątej wieczorem...

W Święto Pracy 1 maja przyszedłem na siódmą rano, a wyszedłem o 22 i chyba pobiłem rekord, ale to był wyjątkowy dzień.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji