Ta niefrasobliwość finansowa dziwi tym bardziej, że konsumenci nad Wisłą znani są z zamiłowania do promocji, niechęci do przepłacania, a by upolować okazję, gotowi są przejechać przez pół miasta.

Ostrożność w wydawaniu pieniędzy, typowa dla nacji na dorobku, zaostrzyła się po ostatnim kryzysie. Nałożyła się na nią, jak zwracają uwagę eksperci, coraz większa dojrzałość kupujących. Wiąże się ona z trendem zwanym po angielsku value for many. A ten w uproszczeniu można opisać jako poszukiwanie produktów dobrej jakości za dobrą – czyli w tym wypadku niewygórowaną – cenę.

Zgadzam się z tym, że Polacy zdecydowanie nie lubią przepłacać (wielu konsumentów po prostu nie może sobie na to pozwolić). Ale daleka jestem od tego, by uznać przeciętnego mieszkańca naszego kraju za dojrzałego konsumenta. Nadal często to, co dzieje się przy półkach czy kasach sklepowych, świadczy po prostu o skąpstwie. O braku godności i zwykłej przyzwoitości nie wspomnę.

Niechlubnym tego przykładem jest niedawny skandal wywołany zakończoną przed czasem promocją Lidla. Sieć gotowa była oddawać pieniądze za produkty oferowane po jej marką własną, jeżeli te nie spełniały oczekiwań kupujących. Jedynym warunkiem było przyniesienie opakowania. Co zrobili kupujący? Bywało, że już na parkingu przed sklepami przepakowywali zakupione towary.

Obrońcy zakupowego sprytu Polaków mogą się obruszyć, że nie jesteśmy wyjątkiem. Wystarczy wspomnieć przepychanki przed sklepami w dzień wielkich promocji, czyli czarny piątek w Stanach Zjednoczonych. Dla mnie to niewielka pociecha. Może lepiej szukać wzorców gdzie indziej?