Macron już nie jest liberałem

Aby zatrzymać odpływ wyborców lewicy, lider En Marche! stawia na protekcjonizm w Unii. Pod groźbą Frexitu.

Aktualizacja: 02.05.2017 12:28 Publikacja: 02.05.2017 00:01

Jeżeli 65 proc. zwolenników Macrona nie pójdzie głosować, może on przegrać wybory

Jeżeli 65 proc. zwolenników Macrona nie pójdzie głosować, może on przegrać wybory

Foto: AFP

To nie był dobry tydzień dla Emmanuela Macrona. Jak podaje instytut OpinionWay, w ciągu siedmiu dni udział wyborców kandydata radykalnej lewicy Jeana-Luca Melenchona (dostał 23 kwietnia 19,6 proc. głosów), którzy chcą poprzeć byłego ministra gospodarki, spadł z 55 do 40 proc., a wyborców kandydata Partii Socjalistycznej Benoit Hamon (6,4 proc.) z 83 do 68 proc.

Macron co prawda zachowuje w sondażach około 20-punktową przewagę nad Le Pen (60–40 proc.), ale to bezpieczny dystans pod warunkiem, że ci, którzy deklarują dla niego poparcie, rzeczywiście przerwą długi weekend i pofatygują się do urn. Na razie ankieterzy przewidują, że frekwencja wyniesie 73–77 proc., nieco mniej niż w pierwszej turze. Ale aż 15 proc. tych, którzy odwiedzą lokale wyborcze, zamierza wrzucić nieważną kartę. Tymczasem, jak oblicza Serge Galam z paryskiej Sciences Po, przy 42 proc. poparcia dla Le Pen w sondażach, jeśli 90 proc. jej wyborców pójdzie głosować, a zrobi to zaledwie 65 proc. zwolenników Macrona, kandydatka skrajnej prawicy dostanie 50,07 proc. oddanych głosów. I zostanie nowym prezydentem Republiki.

Aby do tego nie dopuścić, Macron, do tej pory zdeklarowany liberał, chce więc choć trochę popłynąć na fali nastrojów protekcjonistycznych we francuskim społeczeństwie, jakie unoszą jego rywalkę.

– W trakcie tych wyborów broniłem idei europejskiej, bo uważam, że jest ona bardzo ważna dla miejsca Francji w globalnym świecie. Ale stajemy w obliczu sytuacji, w której połowa Francuzów jest wściekła na Unię z powodu tego, co zrobiliśmy dziesięć lat temu i w ostatnich latach – powiedział Macron BBC, zapewne odnosząc się do wielkiego poszerzenia Wspólnoty na Wschód. – Dlatego musimy zreformować tę Unię tak, aby chroniła nasz naród i regulowała globalizację. Jeśli dzień po moim wyborze pozwolę na to, aby Wspólnota działała po staremu, zdradzę Francuzów. A nie chcę tego zrobić, bo zaraz potem będziemy mieli Frexit albo wróci Front Narodowy – dodał Macron.

W ten sposób polityk, który do tej pory przedstawiał się jako zwolennik przeprowadzenia takich samych reform we Francji, jakie wcześniej przeprowadzono w Polsce, Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii, teraz odwrócił to rozumowanie. To Unia musi się zmienić, aby Francuzi nie musieli tego robić.

Na czym miałaby polegać ta nowa Unia?

We wtorkowym wywiadzie dla dziennika „La Voix du Nord" Macron wyjaśnił, że musi nastąpić „harmonizacja socjalna i fiskalna" w Unii. Inaczej mówiąc, firmy z takich krajów jak Polska zostałyby obciążone rekordowymi podatkami, jakie obowiązują dziś we Francji, a także musiałby przyznać swoim pracownikom podobne normy socjalne, jaki istnieją nad Sekwaną. W ten sposób natychmiast straciłyby konkurencyjność i przestałyby być „zagrożeniem" dla francuskich przedsiębiorstw.

– W tej sprawie nie ustąpię. Ci, którzy tego nie zrozumieli, po prostu mnie nie znają – powiedział Macron. Ostrzegł też, że w ciągu trzech miesięcy od ewentualnej wygranej w wyborach prezydenckich zostanie podjęta decyzja o nałożeniu sankcji na Polskę.

– Nie zgodzimy się, aby kraj, który gra na różnicach podatkowych i socjalnych w ramach Unii, jednocześnie łamał wszelkie zasady Wspólnoty – dodał Macron.

Wcale nie musi to być tylko zagrywka taktyczna. Lidera ruchu En Marche! czekają w czerwcu bardzo trudne wybory parlamentarne. Melenchon, który będzie w nich promował własne, radykalne ugrupowania (Francja Niepokorna), do tej pory nie chciał zaapelować do 7 milionów swoich wyborców o poparcie w drugiej turze dla Macrona. To powoduje, że ten ostatni nie może szybko zrezygnować ze swoich protekcjonistycznych haseł.

– Zamiast mnie obrażać, zamiast wykręcać ręce moim przyjaciołom, dlaczego nie mógłby wykonać wobec nas gestu i zaproponować odwołanie reformy El-Khomri (ustawa liberalizująca rynek pracy, przyjęta przez rząd Manuela Vallsa, gdy Macron był ministrem gospodarki i finansów – red.). Pani Le Pen przynajmniej próbuje rozmawiać z Niepokornymi – powiedział Melenchon.

Innym ostrzeżeniem były manifestacje 1 maja w Paryżu. W 2002 r., gdy do drugiej tury wyborów prezydenckich dostał się Jean-Marie Le Pen, w święto pracy wszystkie związki zawodowe zorganizowały jeden pochód w obronie „frontu republikańskiego". Ale w tym roku to się nie udało. Tylko liderzy największej organizacji związkowej CFDT jasno zaapelowali o głosowanie na Macrona. Przywódcy radykalnej Force Ouvriere i CGT opowiedzieli się natomiast jedynie za „nieoddawaniem głosu" na Le Pen, co w praktyce sprzyja niskiej frekwencji i zwiększa szanse Frontu Narodowego.

Po prawej stronie sceny politycznej Macron, który oficjalnie prezentuje się jako kandydat, który chce przezwyciężać podział na lewicę i prawicę, nie ma za bardzo jak szukać dodatkowego poparcia. Niezmiennie od tygodnia tylko 43 proc. zwolenników Francois Fillona zamierza oddać na niego głos. A w czasie weekendu Le Pen zapowiedziała, że „wyprowadzenie kraju z euro nie jest warunkiem prowadzenia skutecznej polityki gospodarczej", choć coś odwrotnego mówiła przed 23 kwietnia. Taka jest jednak cena sojuszu z niezależnym kandydatem Nicolas Dupont-Agnan (4,8 proc. w pierwszej turze), który u prezydent Le Pen miałby zostać premierem. Wyjście z unii walutowej było do tej pory tym punktem programu kandydatki FN, który wzbudzał w elektoracie umiarkowanej prawicy największe obawy.

To nie był dobry tydzień dla Emmanuela Macrona. Jak podaje instytut OpinionWay, w ciągu siedmiu dni udział wyborców kandydata radykalnej lewicy Jeana-Luca Melenchona (dostał 23 kwietnia 19,6 proc. głosów), którzy chcą poprzeć byłego ministra gospodarki, spadł z 55 do 40 proc., a wyborców kandydata Partii Socjalistycznej Benoit Hamon (6,4 proc.) z 83 do 68 proc.

Macron co prawda zachowuje w sondażach około 20-punktową przewagę nad Le Pen (60–40 proc.), ale to bezpieczny dystans pod warunkiem, że ci, którzy deklarują dla niego poparcie, rzeczywiście przerwą długi weekend i pofatygują się do urn. Na razie ankieterzy przewidują, że frekwencja wyniesie 73–77 proc., nieco mniej niż w pierwszej turze. Ale aż 15 proc. tych, którzy odwiedzą lokale wyborcze, zamierza wrzucić nieważną kartę. Tymczasem, jak oblicza Serge Galam z paryskiej Sciences Po, przy 42 proc. poparcia dla Le Pen w sondażach, jeśli 90 proc. jej wyborców pójdzie głosować, a zrobi to zaledwie 65 proc. zwolenników Macrona, kandydatka skrajnej prawicy dostanie 50,07 proc. oddanych głosów. I zostanie nowym prezydentem Republiki.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782