Eskaluje napięcie, by mieć jak najszersze pole do negocjacji, gdyby nowy amerykański prezydent zdecydował się na reset, jak zapowiadał w kampanii wyborczej.
Z punktu widzenia interesów Polski najlepiej byłoby, gdyby ta eskalacja ugruntowała w USA przekonanie, że Putina trzeba jednak powstrzymywać, a nie układać się z nim. Jest spora szansa, iż właśnie tak się właśnie stanie. Moskwa może się poważnie przeliczyć w swoich kalkulacjach, ponieważ gra za ostro.
Po zwycięstwie Trumpa wydawałoby się, że najkorzystniejsza dla Rosji polityka powinna polegać na wyciszeniu militarnej eskalacji i cierpliwym czekaniu na zaproszenie do rozmów, a jeśli by się takie nie pojawiło, wznowieniu napięcia. Dzieje się jednak inaczej.
Wiktor Ozierow, szef komisji obrony Rady Federacji, czyli izby wyższej rosyjskiego parlamentu, zapowiedział, iż w odpowiedzi na rozmieszczanie w Polsce amerykańskich systemów przeciwrakietowych Rosja przerzuci na stałe do Królewca wyrzutnie przeciwlotnicze S-400 oraz rakiety Iskander. Oba te systemy są fundamentalnym wyzwaniem dla wschodniej i północnej flanki NATO, taka zapowiedź z ust tej rangi polityka musi więc być potraktowana poważnie. I została, spotkała się bowiem z ostrą reakcją Departamentu Stanu, który uznał takie ruchy za zagrożenie bezpieczeństwa w Europie.
Iskandry już były w Królewcu na manewrach, a według planu modernizacji rosyjskich sił zbrojnych mają tam trafić na stałe do 2018-2020 r. Stacjonująca w Królewcu 152. brygada rakietowa jest bowiem ostatnią z dziesięciu podobnych jednostek, które nie zostały jeszcze przezbrojone w ten system. Dodatkowo, Rosjanie w ostatnich dniach wprowadzili na uzbrojenie dywizjonu rakietowego obrony wybrzeża w Królewcu system rakiet manewrujących Bastion, wcześniej zaś przebazowali na Bałtyk dwie korwety uzbrojone w system rakiet manewrujących Kalibr.