Właściwie w całym świecie zachodnim podział na metropolie i resztę kraju staje się główną osią sporu politycznego. To dlatego, że to właśnie z nim coraz wyraźniej zaczynają się pokrywać w zasadzie wszystkie podziały socjopolityczne (wiek, wykształcenie, zawód, dochód, tryb pracy, styl życia, religijność...). A co za tym idzie: poglądy mieszkańców metropolii i tzw. prowincji coraz bardziej się rozjeżdżają.
Wszędzie, od Ameryki przez Europę po Australię: globaliści wygrywają w dużych miastach, lokaliści – poza nimi. Państwa oparte na idei narodowej właściwie pękają na pół. W USA można już mówić o dwóch różnych narodach – inaczej rozumiejących najbardziej fundamentalne pojęcia, jak wolność, godność człowieka, podstawowe prawa. Stany Zjednoczone są w stanie częściowego paraliżu.