Opozycja jest w trudnej sytuacji. Lewica musi się odróżniać od PO. PSL powinno zaznaczyć swoją odrębność od centrowej Platformy. Kukiz’15 chce dystansować się od całej opozycji. Platforma nie może pozwolić sobie na dalszą utratę wyborców. Jak to wszystko zrobić?

Najłatwiejszą, najkrótszą i najbardziej spektakularną drogą są wzajemne ataki. Ugrupowania, które jeszcze przed chwilą tworzyły Koalicję Europejską, teraz są zantagonizowane. Platforma oskarża PSL o podział. PSL stygmatyzuje PO jako lewicę. Przewodniczący SLD twierdzi, że szef PO przestał być liderem opozycji. A wyborca patrzy i chwyta się za głowę. Cztery lata rządów PiS, podczas których opozycja potrafiła ze sobą współpracować, a teraz wykłada się na ostatniej prostej?

Czytaj także: Trzy bloki to potęga opozycji


Nie jest przypadkiem, że Jarosław Kaczyński przed kolejnymi wyborami przedstawia PiS jako partię zgody. Trzeba mieć wysoce zaawansowaną sklerozę, żeby nie pamiętać, jak lider partii rządzącej atakował opozycję z mównicy sejmowej „bez żadnego trybu” oskarżając ją o śmierć brata i nazywając „zdradzieckimi mordami”, mimo że przed poprzednimi wyborami obiecywał więcej praw dla opozycji w ramach tzw. pakietu demokratycznego.  Wypowiedziami Jarosława Kaczyńskiego, Krystyny Pawłowicz i innych członków PiS, które dzieliły społeczeństwo i obrażały tych, którzy z PiS się nie zgadzają tylko z ostatnich czterech lat można by zadrukować całą kolumnę gazety. A mimo wszystko PiS dzisiaj chce zakończenia wojny polsko-polskiej. Oczywiście jest to czysty marketing polityczny, a obietnica prezesa Kaczyńskiego o zgodzie narodowej po wyborach znajdą się tam, gdzie pakiet demokratyczny, czyli w koszu na śmieci. Jednak deklaracja Kaczyńskiego jest ważna, bo pokazuje że PiS chce wyjść naprzeciwko oczekiwaniom Polaków pragnących spokoju w polityce. Przekaz PiS jest taki: władza chce zakończenia sporów, a opozycja nie tylko totalnie atakuje polski rząd, ale też sama jest ze sobą skłócona. I tu opozycja sama podkłada się PiS pogrążając się we wzajemnych sporach.

Część ugrupowań zrozumiała, że dalsza agresja polityczna jest ślepą uliczką. Kukiz’15 przestał oskarżać PSL o działalność przestępczą, bo wie że tylko dzięki współpracy oba ugrupowania mogą wejść ponownie do parlamentu. Również skonfliktowane wcześniej ugrupowania lewicowe: SLD, Razem i Wiosna zakopały topór wojenny i idą wspólnie do wyborów. Dużo wcześniej prezes Kaczyński pozwolił wrócić do łask „synowi marnotrawnemu” Zbigniewowi Ziobro i znalazł wspólny język z liberałem gospodarczym Jarosławem Gowinem. Wydawałoby się, że nawet sześciolatek wie, że wyborcy dają premię za porozumienie, a jednak główne trzy bloki opozycyjne uznały, że lepiej wydzierać sobie wyborców, niż zabiegać o elektorat niegłosujący, tych którzy w ostatnich elekcjach nie brali udziału (szacuje się, że między 2-3 mln głosów) czy też część wyborców PiS. Wspólny zbiór wyborców ma w dużej mierze PSL i PiS. Wielu wyborców PO straciła na rzecz PiS. Również elektorat socjalny w pewnej mierze zwrócił się w stronę PiS opuszczając lewicę. Jest gdzie łowić.

PO, PSL i lewica muszą znajdować słabe punkty PiS, każdy blok indywidualnie, i przekłuwać je na swoje poparcie, bez konsumowania swoich elektoratów.  W ten sposób mogą osłabiać rządzących, pozyskiwać niegłosujących i odbić utraconych wyborców na rzecz PiS. Benedyktyńska praca, ale może okazać się skuteczna. Tylko czy ktoś się jej podejmie?

Opozycja musi zawrzeć pakt o nieagresji, jeśli chce jesienią rządzić. Wzajemne zwalczanie się to scenariusz niczym pisany na Nowogrodzkiej. Polacy premiują współpracę. PO atakująca PSL, ludowcy atakujący PO, lewica uderzająca w PO to na dłuższą metę prezent dla PiS.