– Izrael dziękuje teraz Bogu, że Putin wysłał tylko jeden zestaw. Ale jeśli będzie się nieodpowiednio zachowywał, to może pojechać więcej – powiedział „Rzeczpospolitej" redaktor naczelny rosyjskiej „Nacjonalnoj Oborony" Igor Korotczenko.
Wcześniej premier Beniamin Netanjahu przestrzegał, że przekazywanie tego rodzaju broni „ludziom nieodpowiedzialnym zwiększy zagrożenie całego regionu". Za niezbyt odpowiedzialnych Tel Awiw uznaje syryjskich żołnierzy, którzy 17 września rosyjską rakietą zestrzelili rosyjski samolot zwiadowczy z 15 ludźmi na pokładzie. Jednak Moskwa uznała, że za winnych wrześniowego incydentu uznała Izraelczyków (a nie źle wyszkolonych żołnierzy syryjskich) i użyła go jako pretekstu, by wysłać do Damaszku nowoczesną broń.
Czytaj także: Rosja przekaże Syrii system S-300. USA: To wielki błąd
W przeciwieństwie do wcześniej używanego w Syrii systemu S-200 dostarczony właśnie S-300 jest w pełni zautomatyzowany, posiada cztery wyrzutnie z czterema rakietami każda i może zestrzeliwać zarówno samoloty, jak i rakiety. Używany jest w rosyjskiej armii (S-200 wycofano pod koniec ubiegłego stulecia), choć – jak się dowiedziała „Rzeczpospolita" – wojskom Asada wysłano broń z oddziałów przezbrajanych w najnowocześniejszy S-400.
– Teraz kontrolujemy bliską strefę do 50 kilometrów i daleką – główne kierunki, z których dokonywano nalotów na terytorium Syrii – na 200 kilometrów – oświadczył rosyjski minister Siergiej Szojgu. „Główne kierunki" to syryjskie wybrzeże i przyległy rejon Morza Śródziemnego, skąd nadlatywały izraelskie samoloty. Jednocześnie Szojgu poinformował, że do Syrii – tym razem rosyjskim wojskom tam stacjonującym – wysłano tzw. środki walki radioelektronicznej, czyli urządzenia głuszące sygnały radarów atakujących samolotów.