Korespondencja z Brukseli
Doroczne przemówienie szefa KE w Parlamencie Europejskim już dawno nie było tak optymistyczne. – Wiatr znów zawiał w europejskie żagle – mówił Juncker, wskazując na wzrost gospodarczy i malejące bezrobocie. Według niego to najlepsza okazja do reform i popchnięcia Unii na nowe tory integracji.
Ostrzegał jednak, że czasu nie ma wiele. Chce, żeby większość z jego propozycji została zrealizowana lub przynajmniej przemyślana do 29 marca 2019 roku. To dzień brexitu. Nazajutrz, 30 marca 2019 roku, według propozycji Junckera miałby się odbyć nadzwyczajny szczyt Unii 27 państw w rumuńskim mieście Sibiu. Rumunia będzie wtedy sprawować rotacyjną półroczną prezydencję w UE.
Taktyka Macrona
Juncker podkreślał, że Unia to nie tylko wspólny rynek, ale też wartości. Ani razu nie wymienił Polski z nazwy, ale praworządność, obok wolności i równości, wymienił jako filar UE. I czynił aluzje do Polski, która jako jedyny unijny kraj jest oskarżana przez Brukselę o łamanie praworządności. – Praworządność oznacza, że gwarantem prawa i sprawiedliwości musi być niezależne sądownictwo – powiedział. – Członkostwo w Unii wymaga akceptowania i wykonywania ostatecznych wyroków sądów – dodał. To znów aluzja do Polski, która nie wykonała wyroku Trybunału Sprawiedliwości w sprawie zakazu czasowej wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej i zapowiedziała, że nie przyjmie uchodźców, choć nakazuje to również wyrok Trybunału.
Z naszych informacji wynika, że Juncker początkowo planował wprost powiedzieć o Polsce, ale ostatecznie zrezygnował, by nie psuć ogólnie pozytywnego wydźwięku swojego przemówienia. Jednak to wcale nie musi być dobra wiadomość. Bo jednocześnie w tej części wystąpienia, która odnosiła się do potrzeby jedności i niedzielenia Europy na Wschód i Zachód, to nie Polska stała się symbolem nowej Europy. Choć w przeszłości tak było.