Do poniedziałku 11 maja trzy organizacje zajmujące się miejską komunikacją dały rządowi czas na podjęcie działań ratunkowych dla branży publicznego transportu. Kluczowe są dwa elementy: zwiększenie dopuszczalnej liczby pasażerów w autobusach, tramwajach i metrze oraz wsparcie finansowe samorządowych i komunalnych spółek transportowych. W skierowanym do przedstawicieli władz liście Izby Gospodarczej Komunikacji Miejskiej (IGKM), Polskiego Związku Pracodawców Transportu Publicznego (PZPTP) i Unii Metropolii Polskich zawarto też ultimatum: „Jeżeli rząd dalej będzie ignorował problemy komunikacji miejskiej, to branża będzie zmuszona podjąć bardziej radykalne działania, zaczynając np. od oflagowania 13 maja autobusów, trolejbusów, tramwajów i metra".
Wożą powietrze
Epidemia coraz bardziej demoluje finanse miejskiego transportu. Spadek przychodów ze sprzedaży biletów ocenia się na ponad 80 proc. Na przykład Warszawski Transport Publiczny w marcu notował spadki o ponad połowę. W kwietniu było już znacznie gorzej: sprzedano niewiele ponad 614 tys. biletów, co w ujęciu rok do roku dało spadek o 91,6 proc.
Teraz sytuacja mogłaby zacząć się poprawiać: przez zdjęcie obostrzeń w poruszaniu się coraz szybciej przybywa ludzi na ulicach. W konsekwencji miejski transport domaga się poluzowania limitów pasażerów. Obecne ograniczenie „co drugie miejsce siedzące" zmniejszyło bowiem możliwości przewozowe komunikacji miejskiej do zaledwie 15 proc. jej potencjału. Rządowi przedstawiono więc trzy propozycje: dwóch osób na metr bieżący pojazdu, zajęcia 30 proc. dopuszczalnych miejsc lub połowy potencjału pojazdu. – Jeśli poluzowane zostały obostrzenia w poruszaniu się, skoro otwarto galerie handlowe, to dlaczego transport publiczny ma wciąż dokręconą śrubę? – pyta Aleksander Kierecki, szef firmy analitycznej JMK Analizy Rynku Transportowego.