Rzeczpospolita: Jak to się stało, że w styczniu na turnieju w Katarze zagra pan w parze deblowej z Andym Murrayem?
Mariusz Fyrstenberg: Miesiąc temu prowadziliśmy taką luźną rozmowę i zapytałem go, czy nie zagrałby ze mną. Nie miałem problemu z tym pytaniem. Znamy się od dawna, on wie, co potrafię w debla, mierzyliśmy się ze sobą. Powiedział, że chętnie zagra. Ucieszyłem się, nie tylko dlatego, że to numer 1 w rankingu singlowym. Andy zawsze na 100 procent podchodzi do każdego meczu deblowego, a na tym mi zależy.
Ale Murray rzadko bierze udział w turniejach deblowych.
– Na ogół gra w tych samych, wprowadzają go w sezon – tak jak ten w Katarze – albo przyzwyczaja się do nowej nawierzchni. Pokaże się więc w Indian Wells przed serią amerykańskich turniejów na kortach tardych, w Monte Carlo na ziemi.
Brytyjczyk przeklina na korcie, wścieka się, dyskutuje, głównie mając pretensje do siebie, ale robi to złe wrażenie. Nie ma pan obaw, że będzie pana strofował?