Nowojorskiego turnieju w pierwotnym terminie (przełom sierpnia i września) na razie nie przesunięto, ani nie odwołano, ale z powodu koronawirusa jest on poważnie zagrożony.
Wimbledon już wywiesił białą flagę, Roland Garros – pod nowym dachem kortu centralnego i przy świetle na 12 kortach – przełożono na jesień, a Tenisowa Federacja USA (USTA) swoją decyzje ma zakomunikować w połowie czerwca.
Widać wyraźnie, że po początkowej rezygnacji wola przeprowadzenia turnieju rośnie z każdym dniem. Coraz mniej prawdopodobne staje się też przeniesienie imprezy do Indian Wells czy Orlando, choć w obu tych miastach są obiekty godne wielkoszlemowego turnieju.
W tenisowym świecie wszyscy wiedzą, że właściciel stadionu w Indian Wells, jeden z najbogatszych ludzi świata Larry Ellison od dawna marzy, by amerykański Wielki Szlem odbywał się właśnie u niego, czemu zdecydowanie sprzeciwia się USTA.
W związku z tym federacja, by nie tworzyć precedensu, gotowa jest zrobić dużo, by turniej odbył się w pierwotnym terminie na obiektach w nowojorskim Flushing Meadows. Nawet bez publiczności, gdyż wpływy od telewizji i sponsorów są na tyle wysokie, że brak zysków z biletów nie podkopie finansowego sensu imprezy.