Wygrać cztery mecze w Indian Wells – z Donaldem Youngiem, Lucasem Pouille (nr 28 w turnieju), Keim Nishikorim (7) i Denisem Shapovalovem (24) – już za to czapki z głów. Brawa należą się także za odporność fizyczną i psychiczną, bo wszystkie mecze z rozstawionymi trwały trzy sety i w każdym były trudne chwile, które młody Polak dzielnie przetrwał.
Czwarte zwycięstwo – 7:6 (7-3), 2:6, 6:3 z silnym kanadyjskim młodzieńcem o rosyjskich korzeniach, który na pewno jest wśród kandydatów do zajęcia miejsca po Federerze, Djokoviciu i Nadalu – potwierdziło, że Hurkacz dojrzał do gry o wysokie stawki.
Ma silny serwis, jest szybki (przy 196 cm wzrostu), umiejętnie dozuje siłę w wymianach, nie boi się ryzyka, choć nowozelandzki trener Rene Moller, z którym od tego sezonu Polak jeździ po świecie (także szkoleniowiec Johna Isnera), mówi, że tej kontrolowanej agresji chciałby widzieć więcej.
Hubert Hurkacz ma dopiero 22 lata, równo rok temu był 212. na świecie, walczył wtedy ambitnie w azjatyckich challengerach, jeszcze nie miał prawa myśleć o meczach na szczycie turniejów z cyklu ATP Masters 1000. Dziś jest blisko 50. miejsca w rankingu, sporo zamieszał w turnieju stawianym tuż za czwórką Wielkiego Szlema i w nagrodę zagra z legendą.
Pierwsze doświadczenie gry z Rogerem Federerem ma za sobą. W październiku ubiegłego roku ćwiczyli podczas turnieju w Szanghaju. – Poprosiłem, by pomógł mi się rozgrzać przed jednym z meczów, on już odpadł, przygotowywał się do startu w chińskim challengerze. Pamiętam, że w czasie tej rozgrzewki bardzo rzadko popełniał błędy, lecz za każdym razem natychmiast przepraszał. To przemiły facet, niesłychanie uprzejmy. Cieszę się, że gra tak dobrze – mówił szwajcarski mistrz podczas konferencji prasowej.