Około 30 lat temu świat poznał zupełnie inne oblicze ojca współczesnej psychoanalizy – Zygmunta Freuda. Okazuje się, że nie był to tylko lekko zwariowany na punkcie seksu naukowiec. Na przełomie XIX i XX w. ten neurolog i psychiatra żydowskiego pochodzenia stworzył teorie, które ciągle żyją we współczesnych nurtach psychologicznych. Jednak za jego sławę i odkrycie psychoanalizy zapłaciło zdrowiem, cierpieniem, a nawet życiem wielu pacjentów i ich rodziny. Ofiarami trudnego charakteru lekarza stali się również jego najbliżsi. Najwierniejszą osobą z otoczenia Freuda była jego najmłodsza córka Anna, która do końca życia pilnie strzegła tajemnic ojca i cenzurowała upublicznienie jego korespondencji. Dlatego dopiero po jej śmierci w 1982 r. wyszły na jaw sprawki Zygmunta Freuda. Nie tylko okazał się bezwzględnym eksperymentatorem, nieetycznym lekarzem i kłamcą. Przede wszystkim świat ujrzał kruchość podstaw naukowych psychoanalizy – teorii, która od ponad 100 lat „służy" zagubionym i nieszczęśliwym pacjentom.
Koszmary wyszły z szafy. Jednym z nich okazała się historia Emmy Eckstein, młodej i pięknej ofiary dwóch upiorów. Pierwszym z nich był Freud, a drugim Wilhelm Fliess, berliński otolaryngolog i wieloletni przyjaciel psychiatry. Był przekonany, że bóle brzucha i menstruacje wywołane są masturbacją. Rozwiązaniem problemu bólu brzucha miała być... operacja nosa. Fliess wymyślił bowiem teorię, której Freud szybko stał się zwolennikiem, że nos jest odpowiednikiem genitaliów. Zatem zaburzenia związane z nosem powodują dysfunkcje psychoseksualne i na odwrót. Skoro od nosa bierze się masturbacja, ta zaś jest przyczyną bólu brzucha, logiczne wydawało mu się, że ingerencja chirurgiczna rozwiąże problem zdrowotny pacjentki cierpiącej na – jak to nazwał – „neurozę nosowo-odruchową".
Pycha
Na podstawie tych założeń śliczna Emma Eckstein została w lutym 1895 r. wysłana przez Freuda do Fliessa na operację „przyżegania kości gąbczastej przewodu nosowego". Sam zabieg się powiódł, jednak wkrótce w ranę wdała się infekcja i pojawiły się nawracające krwawienia. Fliess po operacji powrócił do Berlina, a stan pozostawionej pacjentki zaczął się pogarszać. Rana puchła i wydzielała cuchnący zapach. 8 marca Freud napisał do przyjaciela interesujący list, w którym wyjaśniał, co zaszło. Przyznał w nim, że obaj się pomylili. Dotąd twierdził, że Emma „wykrwawia miłość do lekarza". Do tego dnia nie brał poważnie pod uwagę błędu w sztuce lekarskiej: „Jej ból jest nieprawdziwy, a krwawienia, które wydawały się być spowodowane Twoją operacją, mają w rzeczywistości podłoże psychologiczne – są histeryczne". W liście z 8 marca Freud wyjaśnił, co naprawdę się stało krytycznego dnia.
Po operacji i wyjeździe Fliessa Emmą Eckstein zajął się inny znajomy Freuda i popularny wówczas w Wiedniu lekarz – Robert Gersuny. Obecnie jest znany z wkładu w rozwój chirurgii plastycznej, odkrycia wazeliny i parafiny jako nośnika do wstrzykiwań oraz katastrofalnych w skutkach prekursorskich operacji powiększania piersi. Pod okiem Gersuny'ego Emma jednak nie chciała wracać do zdrowia. Pewnego dnia dostała ponownie bardzo silnego krwotoku i Freud, nie mogąc skontaktować się z lekarzem, wezwał innego znajomego – Horaza Ignaza Rosanesa. Ten, oczyszczając ranę ze skrzepu i wydzielin, natknął się na dziwny obiekt i wyciągnął z rany pół metra gazy pozostawionej przez Fliessa w trakcie zabiegu. Pacjentka nagle zalała się krwią, zbladła i straciła puls. Nie opuściła jej jednak przytomność. Gdy Freud wrócił do jej pokoju po pokrzepieniu się koniakiem, przywitała go pobłażliwą uwagą: „Więc to jest mocny seks". Odtąd rana zaczęła się goić.
W liście opisującym dramatyczne chwile przy łóżku Emmy Eckstein Freud przekonuje przyjaciela, że nie ma do niego pretensji o błąd w sztuce lekarskiej. Bierze na siebie częściową winę za zaistniałą sytuację, zapewnia o szacunku i przyjaźni, deklarując, że w dalszym ciągu powierzyłby Wilhelmowi swoje życie i zdrowie.