Ze swoją pierwszą zagraniczną wizytą wybrany w grudniu prezydent Mołdawii Igor Dodon udał się do Moskwy. Mołdawscy przywódcy nie odwiedzali rosyjskiej stolicy od 2008 roku, kiedy władze w kraju po komunistach objęła proeuropejska koalicja. Były komunista Dodon dzisiaj stoi na czele mołdawskich socjalistów i zapowiada, że dokona korekty dotychczasowej polityki zagranicznej.
– Uważamy, że podpisane w 2014 roku porozumienia z Unią Europejską były przedwczesne i opowiadamy za ich anulowaniem – powiedział prezydent Mołdawii podczas spotkania z szefową rosyjskiej Rady Federacji Walentyną Matwijenko.
Chodzi o umowę stowarzyszeniową, którą Kiszyniów i Brukselą zawarły w 2014 roku. Wtedy też Wspólnota zniosła obowiązek wizowy dla obywateli Mołdawii.
– Prezydent nie ma takich kompetencji, by anulować umowy podpisane przez parlament. Po drugie, byłoby to politycznym samobójstwem, gdyż około 60 proc. mołdawskich towarów trafia na rynek UE – mówi „Rz" znany mołdawski politolog Nicu Popescu.
Sytuacja może się zmienić, jeżeli wybory parlamentarne w 2018 roku wygra partia Dodona. Tuż po zaprzysiężeniu nowy mołdawski prezydent usunął unijną flagę z budynku swojej administracji. Udał się też niedawno z wizytą do separatystycznego Naddniestrza. Jest pierwszym od dziewięciu lat przywódcą Mołdawii, który to zrobił. Opowiada się za federalizacją kraju, dzięki której Kiszyniów mógłby przywrócić kontrolę nad tymi terenami, ale jednocześnie na dobre uzależnić się od Moskwy.