Francja: Zwycięstwo „żółtych kamizelek”

Podwyżka cen paliw wstrzymana. Upokarzającą dla władz decyzję za Macrona ogłosił premier.

Aktualizacja: 05.12.2018 08:48 Publikacja: 04.12.2018 17:43

Premier Edouard Philippe opuszcza gmach Zgromadzenia Narodowego po ogłoszeniu decyzji o wstrzymaniu

Premier Edouard Philippe opuszcza gmach Zgromadzenia Narodowego po ogłoszeniu decyzji o wstrzymaniu podwyżek

Foto: AFP

W tych dniach trzeba słuchać nie Paryża, lecz francuskiej prowincji, bo to stamtąd pochodzi przytłaczająca większość protestujących.

– Za mało i za późno – mówi „Rzeczpospolitej" o decyzjach rządu zastępca redaktora naczelnego „Courrier Picard" Jean-Marc Chevauche. To lokalna gazeta ukazująca się w Amiens, mieście, gdzie młodość spędził Emmanuel Macron i gdzie wciąż pracuje jako lekarz jego ojciec.

– Trzy czwarte Francuzów popiera „żółte kamizelki". Ich oczekiwania są oczywiście bardzo różne. Ale łączy je jedno: podważenie prawa do rządzenia prezydenta i premiera. W takiej sytuacji jedynym demokratycznym rozwiązaniem jest rozpisanie przedterminowych wyborów. W maju 1968 r., po miesiącu protestów, tak właśnie uczynił generał de Gaulle i odniósł zwycięstwo. Macron też powinien zaryzykować – przekonuje Chevauche.

Decyzję o spełnieniu postulatów, które trzy tygodnie temu doprowadziły do pierwszych blokad dróg we Francji, prezydent podjął w poniedziałek w nocy po konsultacjach w Pałacu Elizejskim z ministrami gospodarki i ochrony środowiska. Wstrzymanie podwyżki akcyzy od sprzedaży oleju napędowego uderza bowiem bezpośrednio w plan wycofania najbardziej trujących samochodów, i to tym bardziej że jednocześnie prezydent podjął decyzję o poluzowaniu zasad kontroli technicznej. Ale to nie koniec ustępstw. Na sześć miesięcy zostaną także wstrzymane podwyżki opodatkowania elektryczności. Dla budżetu państwa to łącznie koszt 2 mld euro w skali roku.

Mouraud boi się o życie

Edouard Philippe miał ogłosić ustępstwa rządu po spotkaniu z delegacją „żółtych kamizelek" (gilets jaunes). Ale do rozmów nie doszło, bo część protestujących, w tym inicjatorka ruchu, bretońska psycholożka Jacline Mouraud, przyznała, że dostała z tego powodu groźby śmierci, zaś inni uznali, że nie chcą mieć nic wspólnego z władzami.

W tej sytuacji premier wystąpił z przemówieniem, które radykalnie zrywa z dotychczasowym stylem prezydenta, przez wielu uważanym za arogancki.

– Zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji. To jest gniew Francji, która pracuje ciężko, które nie może związać końca z końcem. Francji, która jest przyparta do muru. Ten gniew bierze się z poczucia głębokiej niesprawiedliwości: niemożności zapewnienia sobie godnego życia z owoców swojej pracy – oświadczył szef rząd. – Francuzi, którzy założyli żółte kamizelki, kochają swój kraj! – dodał.

Jak podają instytuty badania opinii publicznej, wśród protestujących jest wielu takich, którzy zarabiają minimalną pensje (SMIC), ale mają wrażenie, że bezrobotni korzystający z opieki socjalnej mają tylko niewiele mniejsze dochody, choć nie muszą rano zrywać się do pracy. Stąd decyzja szefa rządu, aby podwyższyć o 3 proc. SMIC, który już teraz wynosi 1188 euro netto miesięcznie (5 tys. zł). Koszty takiej inicjatywy ma pokryć w całości państwo, bo francuscy przedsiębiorcy i bez tego już uginają się pod rekordową w Unii presją fiskalną. Ale i państwa, którego dług dochodzi do 100 proc. PKB, nie bardzo stać na podejmowania kolejnych zobowiązań finansowych.

Dla Macrona priorytet jest jednak w tej chwili inny. Chodzi o uspokojenie nastrojów, zapobieżenie kolejnej sobocie chaosu, nawiązanie dialogu z ruchem, który do tej pory wymykał się jakiejkolwiek kontroli.

Ale wcale nie jest pewne, czy to się uda.

– Spodziewam się, że zbliżająca się sobota skończy się jeszcze brutalniejszymi starciami niż poprzednia – mówi „Rzeczpospolitej" Emmanuel Riviere, dyrektor centrum badania opinii publicznej Kantar France.

Na wszelki wypadek mer Paryża Anne Hidalgo nakazała więc zabezpieczenie placów budów, źródła surowca do budowy barykad dla protestujących i amunicji w starciu z siłami porządkowymi.

Cenzura na Facebooku

Ruch protestu poszerza się także na licea, z których już przeszło 300 (na 4,2 tys. w całym kraju) zostało sparaliżowanych. „Gilets jaunes" zdołali ponadto zablokować składy paliw, przez co część stacji benzynowych, w tym przede wszystkim w Bretanii, musiała wstrzymać sprzedaż.

Autorytet prezydenta załamuje się w przyspieszonym tempie. Jak wynika z wtorkowego sondażu dla „Paris Match", ufa mu już tylko 23 proc. Francuzów, o 6 pkt proc. mniej niż miesiąc temu. To też symbolicznie mniej, niż szef państwa otrzymał w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Notowania premiera Philippe'a spadły w tym czasie o 10 pkt proc. (do 26 proc.). Dlatego część francuskich mediów uważa, że jeśli w najbliższą sobotę znów dojdzie do gwałtownych protestów, premier będzie musiał złożyć dymisję.

Nieufność „żółtych kamizelek" podsycają także coraz liczniejsze przypadki cenzurowania ich wiadomości na Facebooku. To właśnie dzięki temu medium społecznościowemu do tej pory bierni mieszkańcy głębokiej francuskiej prowincji zdołali się zorganizować. Protestujący uważają, że za znikającymi wiadomościami i postulatami stoi Pałac Elizejski, który stanowczo zaprzecza. Prezydent w połowie listopada omawiał jednak zasady współpracy z amerykańskim gigantem internetowym. ©?

W tych dniach trzeba słuchać nie Paryża, lecz francuskiej prowincji, bo to stamtąd pochodzi przytłaczająca większość protestujących.

– Za mało i za późno – mówi „Rzeczpospolitej" o decyzjach rządu zastępca redaktora naczelnego „Courrier Picard" Jean-Marc Chevauche. To lokalna gazeta ukazująca się w Amiens, mieście, gdzie młodość spędził Emmanuel Macron i gdzie wciąż pracuje jako lekarz jego ojciec.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Społeczeństwo
Sąsiedni kraj zerwie traktat pokojowy z Izraelem? Duże protesty w Ammanie
Społeczeństwo
ReImagine TALKS. Rozmowa o migracji z Antóniem Vitorino
Społeczeństwo
Po zamachu w Moskwie: rosyjska prowincja nienawidzi stolicy
Społeczeństwo
Rekordowa sprzedaż leków w rosyjskich aptekach. Na co masowo leczą się Rosjanie?
Społeczeństwo
Szybko nasila się spór o aborcję w Niemczech