Dziesiątki ofiar antyrządowych protestów. Irak drugą Syrią?

16 lat po amerykańskiej inwazji na państwo Saddama Husajna Irak jest na granicy nowej wojny domowej. To scenariusz korzystny zwłaszcza dla Teheranu, ale i Moskwy.

Aktualizacja: 30.10.2019 14:48 Publikacja: 29.10.2019 19:01

Wiec studentów przed uniwersytetem w Basrze, 2,5-milionowym mieście portowym na południu Iraku

Wiec studentów przed uniwersytetem w Basrze, 2,5-milionowym mieście portowym na południu Iraku

Foto: AFP

Od kilku tygodni na ulicach Bagdadu, ale także wielu innych miast, rozbrzmiewają wystrzały, trwają zamieszki i demonstracje i giną młodzi ludzie. To oni rzucili wyzwanie rządowi, skorumpowanym elitom różnych wyznań i całemu systemowi stworzonemu po upadku dyktatora w 2003 roku. Strzelają do nich snajperzy irackiej armii oraz zamaskowani bojownicy licznych milicji, które sprawują rzeczywistą władzę w kraju.

Jeżeli wierzyć danym rządowym, zginęło już ponad 160 osób, a ok. 6 tys. odniosło obrażenia.

Dymisja rządu, nowe wybory, zmiana ordynacji wyborczej i, co najważniejsze, trybunał dla członków obecnego rządu – takie są żądania nieformalnego ruchu, który na razie nie ma przywódcy, ale ma za to tysiące zwolenników gotowych na wszystko. Nikt nie wierzy obietnicom premiera, że wybuduje tanie mieszkania, wypłaci zapomogi biednym oraz odszkodowania rodzinom zastrzelonych demonstrantów.

Fala gniewu ma swój początek w wezwaniu do demonstracji umieszczonym na Facebooku.

Formalną przyczyną była dymisja jednego ze znanych generałów, który uczestniczył w walce z tzw. Państwem Islamskim (jego bojownicy-dżihadyści zagrażali kilka lat temu nawet Bagdadowi). Nie o ISIS jednak chodzi, lecz o to, że iracka młodzież nie zamierza już dłużej tolerować rozwoju wydarzeń w kraju.

Rząd Adila Abd al-Mahdiego jest u władzy od ponad roku i nie zrobił nic dla poprawy sytuacji gospodarczej. Jedynym jego osiągnięciem jest likwidacja tzw. Zielonej Strefy, czyli ufortyfikowanej oazy rządowej w Bagdadzie i miejsca lokalizacji ambasad. Do czerwca tego roku była otoczona murem z betonowych bloków. Jej likwidacja miała być dowodem stabilizacji sytuacji wewnętrznej w Iraku.

Jest dokładnie na odwrót. W kraju produkującym obecnie co najmniej 4,6 mln baryłek ropy dziennie (połowę tego, co wydobywa Arabia Saudyjska) setki miliardów trafiają na konta elit politycznych i religijnych. Transparency International stawia Irak na 168. miejscu na świecie w rankingu korupcji (notowanych jest 180 krajów). To jest właśnie zasadnicza przyczyna fali protestów.

Wszystko dzieje się jednak w państwie w dużej mierze teoretycznym. Rząd sprawuje władzę niemal wyłącznie formalnie. Sam premier nie ma bazy partyjnej i stoi na czele koalicji wrogich ugrupowań szyickich: radykalnie islamistycznej partii Islah Muktady as-Sadra oraz wspieranej przez Iran organizacji Binaa, której szefem jest Hadi al-Amiri, walczący w pamiętnej wojnie iracko-irańskiej po stronie Teheranu. Zdaniem obserwatorów irańskie wpływy w Iraku rosną niemal z dnia na dzień. W opinii Amerykanów Iran zaopatrzył swych sojuszników w Iraku w balistyczne rakiety o zasięgu 700 km mogące dosięgnąć Tel Awiw, który zresztą atakuje skutecznie cele irańskie w Iraku. W strategii Teheranu rakiety mają stanowić swego rodzaju gwarancję bezpieczeństwa w razie amerykańskiego ataku na Iran po wycofaniu się Waszyngtonu z międzynarodowego porozumienia atomowego z 2015 roku.

Dodajmy, że rząd w Bagdadzie nie ma żadnego wpływu na autonomię kurdyjską na północy, której władze przygotowują się do niepodległości. W przeprowadzonym dwa lata temu referendum, nazwanym konsultacyjnym, 92 proc. mieszkańców autonomii opowiedziało się za oderwaniem od Iraku. Sprzeciw Waszyngtonu powstrzymał jednak zapędy Kurdów.

USA utrzymują w Iraku nadal kontyngent wojskowy złożony z 5,2 tys. żołnierzy sił specjalnych. Amerykanie dysponują też bazą lotniczą w zachodnim Iraku, skąd przeprowadzane są operacje w Syrii jak chociażby misja likwidacji przywódcy ISIS Al-Bagdadiego. Jednak pod naciskiem Iranu rząd w Bagdadzie mówi o konieczności wycofania sił USA. Na początek oddziałów ewakuowanych niedawno z Syrii.

To recepta nie tylko na kompletny chaos w kolejnym państwie Bliskiego Wschodu, ale także nowy obszar do zagospodarowania dla Rosji.

Od kilku tygodni na ulicach Bagdadu, ale także wielu innych miast, rozbrzmiewają wystrzały, trwają zamieszki i demonstracje i giną młodzi ludzie. To oni rzucili wyzwanie rządowi, skorumpowanym elitom różnych wyznań i całemu systemowi stworzonemu po upadku dyktatora w 2003 roku. Strzelają do nich snajperzy irackiej armii oraz zamaskowani bojownicy licznych milicji, które sprawują rzeczywistą władzę w kraju.

Jeżeli wierzyć danym rządowym, zginęło już ponad 160 osób, a ok. 6 tys. odniosło obrażenia.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Alarmujący raport WHO: Połowa 13-latków w Anglii piła alkohol
Społeczeństwo
Rosyjska wojna z książkami. „Propagowanie nietradycyjnych preferencji seksualnych”
Społeczeństwo
Wielka Brytania zwróci cztery włócznie potomkom rdzennych mieszkańców Australii
Społeczeństwo
Pomarańczowe niebo nad Grecją. "Pył może być niebezpieczny"
Społeczeństwo
Sąd pozwolił na eutanazję, choć prawo jej zakazuje. Pierwszy taki przypadek