Od kilku tygodni na ulicach Bagdadu, ale także wielu innych miast, rozbrzmiewają wystrzały, trwają zamieszki i demonstracje i giną młodzi ludzie. To oni rzucili wyzwanie rządowi, skorumpowanym elitom różnych wyznań i całemu systemowi stworzonemu po upadku dyktatora w 2003 roku. Strzelają do nich snajperzy irackiej armii oraz zamaskowani bojownicy licznych milicji, które sprawują rzeczywistą władzę w kraju.
Jeżeli wierzyć danym rządowym, zginęło już ponad 160 osób, a ok. 6 tys. odniosło obrażenia.
Dymisja rządu, nowe wybory, zmiana ordynacji wyborczej i, co najważniejsze, trybunał dla członków obecnego rządu – takie są żądania nieformalnego ruchu, który na razie nie ma przywódcy, ale ma za to tysiące zwolenników gotowych na wszystko. Nikt nie wierzy obietnicom premiera, że wybuduje tanie mieszkania, wypłaci zapomogi biednym oraz odszkodowania rodzinom zastrzelonych demonstrantów.
Fala gniewu ma swój początek w wezwaniu do demonstracji umieszczonym na Facebooku.
Formalną przyczyną była dymisja jednego ze znanych generałów, który uczestniczył w walce z tzw. Państwem Islamskim (jego bojownicy-dżihadyści zagrażali kilka lat temu nawet Bagdadowi). Nie o ISIS jednak chodzi, lecz o to, że iracka młodzież nie zamierza już dłużej tolerować rozwoju wydarzeń w kraju.