"Odłączenie funkcji zdalnego sterowania naszego boilera przez telefoniczną aplikacje związane jest z blokowaniem Telegramu na terenie Rosji. Wykorzystywane przez naszą firmę adresy IP zostały tez zablokowane" – poinformowała firma Ariston zdenerwowanego klienta w Moskwie.

Próbując stworzyć sobie "inteligentny dom" kupił właśnie bojler włączany i wyłączany na odległość, za pomocą telefonu komórkowego. "Podbił moje serce swoim designem, ale po zamontowaniu nagle okazało się, że urządzenie nie ma połączenia z internetem" – poskarżył się wcześniej klient używający pseudonimu Zmey2k.

Właściciele komunikatora Telegram – na czele z mieszkającym za granica multimilionerem Pawłem Durowem – odmówili udostępnia rosyjskiemu kontrwywiadowi FSB tzw. kluczy szyfrujących do korespondencji swoich użytkowników. Po ich otrzymaniu rosyjskie służby specjalne mogłyby czytać wszelkie wiadomości przesyłane na Telegramie. Z powodu niezgody Durowa rosyjskie władze wiosną ubiegłego roku rozpoczęły masową blokadę adresów IP, próbując odciąć Rosjan od ich ulubionego mesendżera. Komunikator nadal działa, a większość rosyjskich polityków stara się mieć tam konto – właśnie z powodu dyskrecji jaką zapewnia.

Za to ofiarami internetowego ataku władz cały czas padają Bogu ducha winni użytkownicy sieci. "A mnie władze zablokowały lampkę. Poważnie. Jakoś tak kupiłem sobie diodową lampę z apką do zarządzania przez Internet. Jak się zaczęła wojna z Telegramem, to aplikacja przestała 'widzieć' lampkę. No i wyniosłem ją do piwnicy" – poskarżył się kolejny na forum "Yandex.Market". Inni użytkownicy natychmiast poradzili mu, by przyniósł lampkę z piwnicy, bo władze właśnie przestały blokować adresy IP, do których są one podłączane.

Obecnie rosyjski organ nadzorujący "Roskomnadzor" blokuje około 3,7 milionów adresów IP, a Telegram jak działał, tak działa.