Policja i wojsko użyły gazu łzawiącego i armatek wodnych przeciwko demonstrantom w Santiago - relacjonuje AFP. Niedziela była trzecim dniem zamieszek przeciwko podwyżkom cen i nierównościom społecznym w Chile.
Po spotkaniu sztabu kryzysowego, prezydent Chile Sebastian Pinera bronił swojej decyzji o wprowadzeniu stanu wyjątkowego i umieszczeniu wojska na ulicach po raz pierwszy od czasów dyktatury wojskowej Augusto Pinocheta (w latach 1974-1990).
- Demokracja ma nie tylko swoje prawa, ma też obowiązek bronić się wykorzystując instrumenty, które sama demokracja zapewnia, a rządy prawa muszą walczyć z tymi, którzy chcą je zniszczyć - mówił Pinera.
W niedzielę stan wyjątkowy został rozszerzony na kolejne części kraju - szef MSW Andres Chadwick poinformował, że stan wyjątkowy wprowadzono m.in. w Antofagaście i Valdivii oraz w innych miastach, takich jak Valparaiso, Temuco i Punto Arenas.
Łącznie w wyniku zamieszek zginęło siedem osób - pięć w podpalonym przez protestujących zakładzie odzieżowym, a dwie w sklepie należącym do amerykańskiej sieci Walmart, który również podpalono w niedzielę.
Jak dotąd w związku z protestami zatrzymano 1462 osoby - 614 w Santiago i 848 w innych częściach kraju.
Uczestnicy demonstracji podpalali autobusy, niszczyli stacje metra, przewracali sygnalizatory świetlne, plądrowali sklepy i ścierali się z policją.
W związku ze stanem wyjątkowym wprowadzono godzinę policyjną obowiązującą od 19 do świtu.
Protesty rozpoczęły się w związku z podwyżką cen biletów metra, ale obecnie zmieniły się w demonstracje przeciwko społecznym nierównościom w kraju i liberalnej polityce gospodarczej rządu.
W sobotę prezydent Pinera ogłosił zawieszenie podwyżki cen biletów w Santiago.
Prezydent podkreślił, że protestujący "mieli powody", by wyjść na ulice, ale wezwał ich do tego, by demonstrowali pokojowo.
Apel prezydenta nie powstrzymał jednak fali przemocy.
Chile jest krajem Ameryki Łacińskiej z najwyższym dochodem PKB per capita (ok. 20 tys. dolarów) - zauważa AFP. Inflacja w kraju jest niska (ok. 2 proc.), a wzrost gospodarczy w tym roku ma wynieść 2,5 proc.