W zeszłym tygodniu list Deneuve i stu innych wybitnych francuskich kobiet wywołał krytykę ze strony środowisk feministycznych. Sygnatariuszki twierdziły, że mężczyźni powinni mieć "prawo do podrywania kobiet". Dodatkowo ich zdaniem o ile uzasadnione i konieczne jest wypowiadanie się przeciwko nadużywaniu władzy (jak hollywoodzki potentat Harvey Weinstein), to ciągłe oskarżenia "wymknęły się spod kontroli".

Niektórzy działacze stwierdzili jednak, że takim oświadczeniem zbanalizowana została przemoc seksualna.

- Bratersko pozdrawiam wszystkie ofiary tych ohydnych ataków, które mogły poczuć się zaatakowane listem opublikowanym w "Le Monde". To do nich osobiście kieruję przeprosiny - stwierdziła aktorka w kolejnym liście, opublikowanym na stronie francuskiego dziennika "Liberation". Deneuve dodała, że "nic w liście" do Le Monde" nie mówiło "niczego dobrego o nękaniu", gdyż "inaczej by tego nie podpisała".

List do "Le Monde" wywołał gorącą debatę we Francji. W środę grupa 30 feministek wydała oświadczenie, w którym oskarżono Deneuve i 99 innych autorek listu o próbę "opuszczenia kurtyny" na skandale ujawnione po sprawie Weinsteina oraz o "pogardę" dla ofiar przemocy seksualnej.