1 stycznia przyszłego roku straże miejskie i gminne stracą możliwość korzystania z fotoradarów. Ale na razie polowanie na kierowców to wciąż ich ulubione zajęcie. Raport MSW o działalności straży w 2014 r., który poznała „Rzeczpospolita", pokazuje, że aż dwie trzecie interwencji strażników dotyczyło wykroczeń w ruchu drogowym. To głównie wychwytywane przez fotoradary przekraczanie dozwolonej prędkości.
– Dostrzegamy zachwianie proporcji pomiędzy kluczowymi obowiązkami straży dotyczącymi pilnowania porządku a koncentrowaniem się na obsłudze fotoradarów – mówi Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSW.
W końcu ubiegłego roku w kraju działało łącznie 588 straży miejskich i gminnych, czyli o pięć mniej niż rok wcześniej. Zatrudniały ponad 11 tys. osób, które powinny dbać przede wszystkim o porządek i bezpieczeństwo publiczne. Najliczniejsza jest straż w Warszawie (2,1 tys. osób).
Miejscy i gminni strażnicy w zeszłym roku przeprowadzili 2,6 mln interwencji. Tych dotyczących kierowców złapanych przez fotoradary, złego parkowania czy – rzadziej – zakładania blokad na koła było łącznie blisko 1,8 mln.
W połowie przypadków spotkanie ze strażnikiem kończy się wymierzeniem mandatu: w minionym roku wlepili ich 1,3 mln (o ok. 15 proc. mniej niż rok wcześniej) na łącznie ponad 204 mln zł (spadek o ok. 6 proc.).
Mimo fali krytyki fotoradary wciąż są maszynkami do robienia pieniędzy pozwalającymi łatać miejskie budżety. Jak wynika z raportu MSW, tylko dzięki nim straże ujawniły prawie milion wykroczeń i wystawiły mandaty na ponad 130 mln zł (wszyscy kierowcy ukarani za najróżniejsze wykroczenia zapłacili łącznie 181 mln zł).
Raport nie mówi o tym, które straże najbardziej upodobały sobie fotoradary, ale – jak wynika z danych MSW – ok. 90 proc. tych urządzeń mieści się na Pomorzu.