System psychiatrycznej opieki nad dziećmi praktycznie w Polsce nie istnieje. W warszawskim szpitalu przy ul. Niekłańskiej dzieci w kolejkach na oddział psychiatryczny czekają siedem–osiem miesięcy. W innych nawet ponad rok. W Lubuskiem jest zaledwie trzech takich specjalistów, w Opolskiem – czterech. – Oddziały psychiatrii dziecięcej pękają w szwach. A przecież pacjentów w stanie zagrożenia życia należy przyjąć bezwzględnie – alarmuje dr hab. Barbara Remberk, konsultant krajowy psychiatrii dzieci i młodzieży.

Wtórują jej inni specjaliści. – Zdarza się, że dzieci, co do których istnieje podejrzenie, że targną się na własne życie, muszą czekać na miejsce nawet dwa tygodnie, a wtedy bywa za późno – mówi prof. Bartosz Łoza, kierownik Kliniki Psychiatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

W całej Polsce są zaledwie trzy ośrodki leczenia nerwic u dzieci. Często mali pacjenci trafiają do szpitala oddalonego o kilkaset kilometrów od rodzinnych stron. – Przyjeżdżają do nas z drugiego końca Polski. Przez odległość rzadziej mogą jeździć na przepustki, a są one ważną częścią terapii – tłumaczy Michał Stelmański, prezes Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii w Zagórzu. Szpital ten przyjmuje dzieci również z Podlasia, gdzie nie ma ani jednego takiego oddziału.

Przepełnienie to także efekt zamknięcia wielu oddziałów z powodu braku lekarzy. – Tak było w Radomiu. Niewykluczone, że podobny los spotka oddział w podwarszawskim Józefowie – mówi prof. Łoza.

Z danych Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że w Polsce jest obecnie 441 psychiatrów dziecięcych – 46 proc. z nich ma ponad 50 lat.

W tym roku jesienią specjalizację tę rozpoczęło zaledwie 19 lekarzy.