Rzecznik dyscyplinarny wznawia postępowania ws. sędzi Frąckowiak i sędziego Brazewicza

"Definitywnie brakuje przesłanek, by wszcząć postępowanie dyscyplinarne" - tak poznański rzecznik dyscyplinarny sędziów ocenił zachowanie sędzi Moniki Frąckowiak z Sądu Rejonowego w Poznaniu. Postępowanie przejął jednak centralny rzecznik dyscypliny, który domaga się z gdańskiego sądu informacji na temat sędziego Włodzimierza Brazewicza z "apelacji". Zarzuca mu, po pierwsze, rozmowę z Onetem "z pominięciem drogi służbowej", a po drugie - nieterminowe sporządzanie uzasadnień.

Aktualizacja: 25.11.2018 13:10 Publikacja: 24.11.2018 20:31

Rzecznik dyscyplinarny wznawia postępowania ws. sędzi Frąckowiak i sędziego Brazewicza

Foto: Fotolia

- Sędzia Brazewicz z Sądu Apelacyjnego prowadził w Gdańsku spotkanie z sędzią Igorem Tuleyą, za co musiał się już tłumaczyć przed rzecznikiem dyscypliny. Z kolei sędzia Frąckowiak uczestniczyła w manifestacjach w obronie niezależnych sądów - podaje Onet.pl.

- Zastępca rzecznika dyscyplinarnego, sędzia Radzik uznał, że popełnienie przez nią "deliktów dyscyplinarnych" jest bardzo prawdopodobne - i przejął postępowanie z poznańskiego sądu.

- Preteksty do ścigania zmieniają się płynnie, wszystko po to, by sędziów zastraszyć - mówi rzecznik "Iustitii", sędzia Bartłomiej Przymusiński.

Czytaj także: Rzecznik dyscyplinarny: nie będzie „dyscyplinarki" sędzi Moniki Frąckowiak

Sędzia Włodzimierz Brazewicz z gdańskiego Sądu Apelacyjnego, który prowadził spotkanie z Igorem Tuleyą i został już przesłuchany przez rzecznika dyscypliny, teraz ma się tłumaczyć z wywiadu, jakiego udzielił Onetowi oraz z tego, że rzekomo nie sporządza uzasadnień w terminie. "Przy okazji" z-ca rzecznika dyscypliny Michał Lasota sprawdza w gdańskim sądzie, czy kilkanaście lat temu - między 2002 a 2007 rokiem - przeciw sędziemu nie toczyło się postępowanie dyscyplinarne.

Czytaj także: Rzecznik dyscyplinarny przesłucha sędziego Brazewicza ws. Tuleyi

"To jest powrót do metod SB-ckich, obrzydliwe i oburzające"

Dokładnie 21 listopada, a więc 15 dni po przesłuchaniu przez rzecznika dyscypliny sędzia otrzymał pismo, w którym z-ca rzecznika Lasota nakazuje mu w ciągu dwóch tygodni złożyć na piśmie wyjaśnienia. Dotuczyć mają one zarówno "terminowości sporządzania uzasadnień", jak "naruszenia drogi służbowej", poprzez rozmowę z Onetem. - Nie do końca rozumiem, z czego miałbym się tłumaczyć - mówi nam sędzia Brazewicz. - Czyżby pan rzecznik Lasota chciał zasugerować, że aby rozmawiać z mediami, muszę uzyskać czyjąś zgodę? Cóż, to byłaby dość zaskakująca sytuacja, poniekąd znana z nieodległej historii - sędzia nie kryje ironii. - To jednak nie jest koniec grillowania, trałowania czy też szukania na mnie haków - bo tak można te działania określić. Moi przełożeni dostali też pismo od z-cy Lasoty, z żądaniem informacji, czy kilkanaście lat temu nie toczyło się przeciw mnie jakieś postępowanie dyscyplinarne - relacjonuje sędzia Brazewicz.

- Powiedzieć, że sytuacja jest dziwna, to mało. To jest zwykły powrót do metod SB-ckich - mówi - To jest obrzydliwe i oburzające, nie sądziłem, że tego w wolnej Polsce dożyję - podkreśla sędzia z gdańskiej "apelacji". - Ja na szczęście jestem w tej komfortowej sytuacji, że nigdy nie złamałem nawet przepisów ruchu drogowego, więc mogę te "starania" z-cy rzecznika ignorować. Jednak gdyby takie szykana dotknęły jakiegoś młodego sędziego, który marzy o awansie, to odebrałby to jako kubeł zimnej wody - podkreśla sędzia. - I pewnie dwa razy by się później zastanowił, zanim wystąpiłby w obronie niezależności sądów.

"Wiedzieli, że będą mnie dalej >>targać

Sędzia Brazewicz podkreśla, że zawsze starał się pracować jak najlepiej, dlatego zarzuty i zastrzeżenia rzecznika dyscypliny nieco go dziwią. - Odbieram to jako typowe grożenie palcem, na zasadzie: "słuchaj sędzio, cokolwiek zrobisz, i tak obróci się to przeciwko tobie" - mówi. - Tak traktuję również te wszystkie zarzuty decydentów, związane z noszeniem koszulek z napisem "konsTYtycJA", które to słowo stało się najwyraźniej dla niektórych słowem po prostu brzydkim czy obelżywym. Ale moje wyjątkowe oburzenie wywołała głównie hipokryzja rzeczników dyscypliny - podkreśla sędzia.

Jak wyjaśnia, chodzi mu o to, że gdy po raz pierwszy, na początku listopada został wezwany na przesłuchanie przez z-cę rzecznika dyscypliny - przedstawiciele tego organu dyscyplinarnego zapewniali pełnomocnika sędziego, że przesłuchanie ma charakter rutynowy i nie ma żadnego zagrożenia dalszym postępowaniem czy postawieniem sędziemu zarzutów. - Tymczasem krótko po tym przesłuchaniu, które odbyło się 6 listopada do mojego sądu trafiły pytania dotyczące mnie, a ja dostałem wezwanie do złożenia kolejnych wyjaśnień. I owo wezwanie do wyjaśnień datowane jest na 30 października, co oznacza, że przesłuchując mnie rzecznicy już wiedzieli, że będą mnie dalej "targać". Najwyraźniej więc siedem dni później, podczas przesłuchania zwyczajnie kłamali, mówiąc, że nie ma żadnego zagrożenia dalszym postępowaniem - podkreśla sędzia Brazewicz.

- Powiem szczerze, że to wygląda na typowe szukanie haków. Zresztą, o takie właśnie praktyki pytali mnie uczniowie ze szkoły, w której prowadziłem niedawno lekcję o konstytucji. Mówili właśnie o nagonce na sędziów. I ja powiedziałem im wprost, że gdybym palił papierosy a wokół mnie na ulicy mnie byłoby nawet śladu kosza na śmieci, więc rzuciłbym tego peta na ziemię, to dostałbym zapewne zarzuty dyscyplinarne za brak szacunku dla środowiska i "przynoszenie ujmy" godności sędziego. Ot, taki mechanizm działania rzeczników dyscypliny - kwituje sędzia Brazewicz.

"Frąckowiak 2.0", czyli "centrala" przejmuje zakończone już postępowanie

Kolejną osobą "na celowniku" rzecznika dyscypliny jest sędzia Monika Frąckowiak z poznańskiego Sądu Rejonowego, członkini Stowarzyszenia Sędziów "Iustitia". Na temat "ciemnych stron" wdrażanej przez rząd PiS reformy sądownictwa sędzia raz mówiła w TVN24, uczestniczy ona w manifestacjach w obronie sądownictwa, w tym w słynnych "łańcuchach świateł". Wszystko to stało się powodem, dla którego poznański rzecznik dyscyplinarny, działający przy Sądzie Okręgowym wszczął - po anonimowym donosie - postępowanie wyjaśniające, dotyczące możliwego popełnienia przez sędzię "deliktów dyscyplinarnych". Poznański rzecznik dyscypliny na początku października wprost stwierdził "definitywny brak faktycznych i prawnych podstaw w zakresie ewentualności wyczerpania przez SSR Monikę Frąckowiak deliktów dyscyplinarnych". Wydawać więc się mogło, że sędzia dyscyplinarki uniknie... Nic bardziej mylnego. Do gry wkroczył bowiem rzecznik Radzik, który 9 listopada poinformował, że "centrala" przejmuje postępowanie prowadzone dotąd przez poznańskiego rzecznika. Z-ca rzecznika Sędziów Sądów Powszechnych Przemysław Radzik dopatrzył się bowiem "potrzeby kontynuowania czynności wyjaśniających".

- Preteksty do ścigania zmieniają się, jak widać, płynnie. Rzecz w tym, by w ogóle ścigać - mówi Onetowi rzecznik Stowarzyszenia Sędziów "Iustitia" Bartłomiej Przymusiński. - Rzecznik Radzik nie raz już pokazał, że szuka czegokolwiek a przy okazji "trałuje" akta danego sędziego. Szpera, by dojść, czym dałoby się uderzyć - mówi. - Te działania ewidentnie wyglądają tak, że próbuje się sędziów zastraszyć. Ale szanowny rzecznik dyscypliny w tej materii się bardzo rozczaruje, bo nikt się zastraszyć nie da - podkreśla rzecznik "Iustitii". - A że musi sobie szukać dziwnych nieco pretekstów, a to togo, a to braku togi, a to rysunków, a to wypowiedzi medialnych świadczy tylko o tym, jak jałowe są podstawy jego działania - kwituje sędzia Przymusiński.

"Jak w średniowieczu - zanim zaczęto torturować, prezentowano narzędzia. By zastraszyć"

Sytuację ściganych przez rzecznika dyscypliny sędziów skomentował w rozmowie z Onetem także rzecznik Stowarzyszenia Sędziów "Themis", Dariusz Mazur. - Wydaje mi się, że przez najbliższy rok rządzący nie będą wykonywać jakichś gwałtownych ruchów w wymiarze sprawiedliwości, żeby nie podpaść Brukseli - mówi sędzia Mazur. - To jednak nie znaczy, że nagle przerwane zostanie tzw. "podgryzanie" sędziów przez rzeczników dyscypliny... Absolutnie nie. To szarpanie będzie trwało, w myśl metod wypracowanych jeszcze w wiekach średnich - podkreśla sędzia Mazur. - w średniowieczu, gdy chciano danego delikwenta postraszyć ale jeszcze nie zniszczyć, to zanim zaczęto go torturować, prezentowano mu tzw. "warsztat". Czyli, wszystkie narzędzia tortur - wyjaśnia rzecznik "Themis". - I z podobną sytuacją mamy do czynienia dziś. To wzywanie do składania wyjaśnień, trałowanie akt, przesłuchiwanie przez rzeczników dyscypliny to jest właśnie to prezentowanie narzędzi tortur. Taki, powiedziałbym, przedsionek piekła. To ruszy, gdy pełną parą zacznie działać Izba Dyscyplinarna w Sądzie Najwyższym - kwituje sędzia Mazur.

- Sędzia Brazewicz z Sądu Apelacyjnego prowadził w Gdańsku spotkanie z sędzią Igorem Tuleyą, za co musiał się już tłumaczyć przed rzecznikiem dyscypliny. Z kolei sędzia Frąckowiak uczestniczyła w manifestacjach w obronie niezależnych sądów - podaje Onet.pl.

- Zastępca rzecznika dyscyplinarnego, sędzia Radzik uznał, że popełnienie przez nią "deliktów dyscyplinarnych" jest bardzo prawdopodobne - i przejął postępowanie z poznańskiego sądu.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Rośnie lawina skarg kasacyjnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego