Czytaj także: Rzecznik dyscyplinarny przesłucha sędziego Brazewicza ws. Tuleyi
"To jest powrót do metod SB-ckich, obrzydliwe i oburzające"
Dokładnie 21 listopada, a więc 15 dni po przesłuchaniu przez rzecznika dyscypliny sędzia otrzymał pismo, w którym z-ca rzecznika Lasota nakazuje mu w ciągu dwóch tygodni złożyć na piśmie wyjaśnienia. Dotuczyć mają one zarówno "terminowości sporządzania uzasadnień", jak "naruszenia drogi służbowej", poprzez rozmowę z Onetem. - Nie do końca rozumiem, z czego miałbym się tłumaczyć - mówi nam sędzia Brazewicz. - Czyżby pan rzecznik Lasota chciał zasugerować, że aby rozmawiać z mediami, muszę uzyskać czyjąś zgodę? Cóż, to byłaby dość zaskakująca sytuacja, poniekąd znana z nieodległej historii - sędzia nie kryje ironii. - To jednak nie jest koniec grillowania, trałowania czy też szukania na mnie haków - bo tak można te działania określić. Moi przełożeni dostali też pismo od z-cy Lasoty, z żądaniem informacji, czy kilkanaście lat temu nie toczyło się przeciw mnie jakieś postępowanie dyscyplinarne - relacjonuje sędzia Brazewicz.
- Powiedzieć, że sytuacja jest dziwna, to mało. To jest zwykły powrót do metod SB-ckich - mówi - To jest obrzydliwe i oburzające, nie sądziłem, że tego w wolnej Polsce dożyję - podkreśla sędzia z gdańskiej "apelacji". - Ja na szczęście jestem w tej komfortowej sytuacji, że nigdy nie złamałem nawet przepisów ruchu drogowego, więc mogę te "starania" z-cy rzecznika ignorować. Jednak gdyby takie szykana dotknęły jakiegoś młodego sędziego, który marzy o awansie, to odebrałby to jako kubeł zimnej wody - podkreśla sędzia. - I pewnie dwa razy by się później zastanowił, zanim wystąpiłby w obronie niezależności sądów.
"Wiedzieli, że będą mnie dalej >>targać
Sędzia Brazewicz podkreśla, że zawsze starał się pracować jak najlepiej, dlatego zarzuty i zastrzeżenia rzecznika dyscypliny nieco go dziwią. - Odbieram to jako typowe grożenie palcem, na zasadzie: "słuchaj sędzio, cokolwiek zrobisz, i tak obróci się to przeciwko tobie" - mówi. - Tak traktuję również te wszystkie zarzuty decydentów, związane z noszeniem koszulek z napisem "konsTYtycJA", które to słowo stało się najwyraźniej dla niektórych słowem po prostu brzydkim czy obelżywym. Ale moje wyjątkowe oburzenie wywołała głównie hipokryzja rzeczników dyscypliny - podkreśla sędzia.
Jak wyjaśnia, chodzi mu o to, że gdy po raz pierwszy, na początku listopada został wezwany na przesłuchanie przez z-cę rzecznika dyscypliny - przedstawiciele tego organu dyscyplinarnego zapewniali pełnomocnika sędziego, że przesłuchanie ma charakter rutynowy i nie ma żadnego zagrożenia dalszym postępowaniem czy postawieniem sędziemu zarzutów. - Tymczasem krótko po tym przesłuchaniu, które odbyło się 6 listopada do mojego sądu trafiły pytania dotyczące mnie, a ja dostałem wezwanie do złożenia kolejnych wyjaśnień. I owo wezwanie do wyjaśnień datowane jest na 30 października, co oznacza, że przesłuchując mnie rzecznicy już wiedzieli, że będą mnie dalej "targać". Najwyraźniej więc siedem dni później, podczas przesłuchania zwyczajnie kłamali, mówiąc, że nie ma żadnego zagrożenia dalszym postępowaniem - podkreśla sędzia Brazewicz.
- Powiem szczerze, że to wygląda na typowe szukanie haków. Zresztą, o takie właśnie praktyki pytali mnie uczniowie ze szkoły, w której prowadziłem niedawno lekcję o konstytucji. Mówili właśnie o nagonce na sędziów. I ja powiedziałem im wprost, że gdybym palił papierosy a wokół mnie na ulicy mnie byłoby nawet śladu kosza na śmieci, więc rzuciłbym tego peta na ziemię, to dostałbym zapewne zarzuty dyscyplinarne za brak szacunku dla środowiska i "przynoszenie ujmy" godności sędziego. Ot, taki mechanizm działania rzeczników dyscypliny - kwituje sędzia Brazewicz.