Przede wszystkim, tak jak od mieszania herbata nie staje się słodsza, tak od przetasowywania sędziów i sądów nie zwiększy się ich wydajnośćani ilościowa ani jakościowa. Liczne reformy sądów w wykonaniu tej samej ekipy zwyczajnie się nie udały, bo nie przyniosły poprawy wydajności, za to zafundowały Polsce bezprecedensową wojnę o sędziów i między sędziami. A ciągłe zmiany procedur w wielu segmentach Temidy utrudniły prowadzenie spraw prawnikom, nie mówiąc o zwykłych obywatelach, dla których sąd stał się labiryntem na długo przed wybuchem epidemii. To, że pojawiły się komputery i maile, to żadem sukces, bo posługuje się nim każdy sklep osiedlowy.
Należy się pogodzić, że nie ma jednego cudownego leku na usprawnienie sądów. A doszła jeszcze epidemia i trzeba w pierwszej kolejności ratować co się da z ich wydajności i skupiać się na najpilniejszych i najważniejszych sprawach.
Czytaj także: PiS bierze sądy na cel. Zmiany będą radykalne
Trzeba też zmienić metodę i pewnie wielu reformatorów.
Po pierwsze, poważne zmiany powinny być gruntownie przemyślane i uzgodnione z prezydentem. Czas zresztą najwyższy, by się wypowiedział i on, jak widzi usprawnianie sądów. Przecież ma i takie obowiązki i tyle o tym mówił w kampanii. Nie możemy pozwolić, żeby Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało projekty, Sejm je uchwalił, a prezydent zawetował, jak to było z pierwszym skokiem na Sąd Najwyższy. Trzeba szukać uzgodnionych i umiarkowanych, za to skutecznych rozwiązań.