Autorowi falsyfikatów udało się wywieść w pole policję, prestiżowe domy aukcyjne i ekspertów sztuki. Plagiaty sprzedano także w Szwecji i prawdopodobnie we Francji za 16 mln euro.
Historia zaczyna się ponad 30 lat temu w Naantali, 17 km na północny zachód od Turku. Kierowca opla berlinga wraca ze Szwecji. Na tylnym siedzeniu auta przewozi obraz olejny przedstawiający rybaka naprawiającego sieć z syganturą A. Edelfelt. W bagażniku transportuje również pastelę „Koneser sztuki" z tym samym podpisem fińskiego mistrza.
Dzieła sygnowane nazwiskiem Alberta Edelfelta wzbudzają uzasadnione zainteresowanie celników. Przywołany na miejsce szef Muzeum Sztuki w Turku ocenia, że obrazy namalowano w okresie życia artysty, w latach 1854–1905. Nie są one jednak „w żaden sposób" autorstwa Edelfelta, głosi ekspertyza. Falsyfikat stanowią też sygnatury.
38-letni spawacz, który przewiózł obrazy, zeznaje na policji, że należały od pokoleń do rodziny żony, która otrzymała je w spadku po ojcu. On sam je odkupił od żony po 1000 koron każdy.
Mężczyzna zaprzeczył, że cokolwiek fałszował. Podczas rewizji w jego domu w szwedzkim Boras policja znalazła jednak materiał dowodowy wskazujący na coś innego: notatnik z nazwiskami i odnoszącymi się do nich sumami pieniędzy. Odkryła też płótno, na którym ktoś uczył się sztuki kopiowania sygnatury szwedzkiego artysty Louisa Sparre. W domu unosił się też zdradliwy zapach terpentyny i farby olejnej.